Bolesław Biegas, pupil Aleksandra Świętochowskiego

Bolesław Biegas, pupil Aleksandra Świętochowskiego

Bolesław Biegas (1877-1954), utalentowany rzeźbiarz i malarz, autor 16 dramatów, kilku rozpraw na temat sztuki, należący do dziś w Zachodniej Europie do najbardziej cenionych i popularnych artystów, w Polsce jest wciąż mało znany. Można powiedzieć, że jego dorobek artystyczny nad Wisłę nie dotarł i Biegas nie zaistniał w narodowej świadomości. Powodów tego stanu jest kilka: osiedlenie się artysty na stałe w Paryżu (1901), krytyka jego twórczości w ojczyźnie, śmierć w okresie komunizmu, który to system artysta całkowicie odrzucił, decydując się na powierzenie swojej spuścizny polskim kręgom emigracyjnym.

Wszystko to sprawiło zaklasyfikowanie jego twórczości w kraju, przez największe autorytety, jako dekadenckiej, wstecznej, zdegenerowanej.Po zmianach politycznych w 1989 r. też zmieniło się w Polsce niewiele. Do tej pory udało się zorganizować tylko jedną wystawę: w Muzeum Mazowieckim w Płocku (1997), gdzie pokazano ok. 90 prac i wydano katalog . Natomiast wielkie retrospektywy dzieł Bolesława Biegasa zaprezentowano w ostatnich latach we Francji, m.in.: w Trianon de Bagatelle w Paryżu (1992) i gmachu Polskiego Towarzystwa Historyczno-Literackiego i Biblioteki Polskiej (otwarto tam Muzeum im. Bolesława Biegasa).

Podobnie jak twórczość, niezbyt znana jest również biografia Biegasa oraz niełatwa, niemal cudowna jego droga artystyczna i dochodzenie do sławy. Dużą rolę odegrał na tej drodze Aleksander Świętochowski, stąd z okazji 70. rocznicy jego śmierci, pragnę się skupić na tym wątku, zwłaszcza, że Poseł Prawdy przez prawie 30 ostatnich swoich lat żył, tworzył i został pochowany na ziemi rodzinnej Bolesława Biegasa.

Dzieciństwo i młodość na Ziemi Ciechanowskiej (1877-1896)

Bolesław Biegalski (takie było jego prawdziwe nazwisko) urodził się 29 marca 1877 r., kilkanaście kilometrów od Ciechanowa, we wsi Koziczyn (dziś liczy ona 56 numerów). Był trzecim z kolei spośród czworga dzieci Bartłomieja Biegalskiego i Eleonory z d. Wichrowicz, którzy pochodzili raczej ze zubożałej szlachty, ale wskutek polityki rosyjskiego zaborcy, zostali zepchnięci w szeregi chłopstwa. Ojcu pozostały jednak nawyki kulturalne: kochał muzykę, był dobrym skrzypkiem, założył nawet wiejską orkiestrę grywającą na weselach.

Dzieciństwo Bolesław Biegalski spędził na podciechanowskiej wsi, pasąc bydło. Od siódmego roku życia lepił figurki z gliny i rzeźbił pasterskie kije. Jego wyobraźnia przesiąknęła wówczas na zawsze sielskim obrazem mazowieckiej ziemi (z jaśniejącym w oddali Ciechanowem i jego Zamkiem), marzeniami znad pól zielonych, lasów i chaty nad łąką, trudnymi przeżyciami z lat dziecinnych oraz wierzeniami ludowymi, co zaowocowało później w jego twórczości. Po latach wyznał w pamiętniku:

Patrzyłem z okien naszego domu na te jarzące światłem widoki i snułem w myślach tęsknotę dziwną do słońca – światła wiecznych tajemnic. Brałem do ręki glinę zwilżoną, zlepiałem kształty onych to marzeń, lecących w dale z szelestem wiosny kwiatów dzwoniących .

Szczególnie śmierć ojca oraz młodszego brata Janka (obydwaj zmarli 3 marca 1886 r.) wyryły smutek w pamięci dziewięcioletniego chłopca, o czym pisał po latach:

Już żyłem tylko wrażeniem wspomnień tych dni okropnych, które zmieniły spokój i szczęście w chaos kłopotów i nędzy straszliwej. Dłużnicy wszystko z domu zabrali i skrzypce nawet, pamiątkę drogą. A głód i zimno wsiąkało w domek naszej rodziny. Ja i siostra i brat mój starszy, siedzieliśmy razem głodni, spłakani – a dłużnik resztę naczyń i sprzętów zabierał ze sobą… Matka, jak wryta stała bezsilna – w rozpaczy, smutku – nic nie broniła – zastygła we łzach znanego bólu, tylko cierpiącym .

Eleonora Biegalska wyszła niedługo powtórnie za mąż, za podoficera armii rosyjskiej, Antoniego Michalskiego. Bolek Biegalski odzyskał wówczas pewną równowagę. Wkrótce jednak, 4 grudnia 1890 r., matka artysty zmarła. Osieroconego zupełnie brata (miał 13 lat) zabrała wtedy do siebie jego siostra Marianna, która akurat poślubiła stolarza Bronisława Modesta. Biegas terminował u szwagra, nie przestając rzeźbić. Jego talent dostrzegł miejscowy proboszcz, ks. Aleksander Rzewnicki, który w 1895 r. z pomocą swoich parafian wysłał osiemnastolatka na naukę do Warszawy.

Młody Biegalski trafił do rzeźbiarza Antoniego Panasiuka, kierującego pracownią sztuki kościelnej, ale traktowany był tam źle, jak służący. Pomagał w tworzeniu stereotypowych ozdób, nie mógł tworzyć własnych prac, nie pobierał żadnych nauk. Był analfabetą. Po kilku miesiącach, nie mogąc znieść szykan ze strony warszawskiego pracodawcy, osiemnastolatek rozchorował się i uciekł z powrotem do rodzinnego Koziczyna. Ks. Rzewnicki poprosił wówczas o pomoc jednego ze swoich przyjaciół w Ciechanowie, lekarza Franciszka Rajkowskiego – znanego społecznika i mecenasa kultury, który na początku 1896 r. zabrał chłopca do siebie, wyleczył, zajął się jego edukacją i pozwalał swobodnie rzeźbić.

Wtedy właśnie, prawdopodobnie pod koniec lata 1896, czyli po kilku miesiącach pobytu Biegasa w Ciechanowie, odwiedził dra Rajkowskiego Aleksander Świętochowski. Wspomina o tym w felietonie O geniuszach ubogich i Bolesławie Biegasie, na łamach „Prawdy’, 24 października 1896 r., Rajkowski pokazał wtedy pozytywiście prace osieroconego artysty, które go zdumiały i od razu przekonały o geniuszu młodego twórcy z Koziczyna.

Ocenił, że gliniane figury, ulepione bez modeli i wzorów, nie są to niezdarne próby samouka pastuszka, ale utwory artysty, którego talent wykwitł z prostaczej powłoki z nadzwyczajną mocą i pięknością. Talent ten rozbraja najbardziej wymagającą surowość i odejmuje grunt najpodejrzliwszemu sceptycyzmowi, objawia się bowiem śmiało, wyraźnie, chciałbym rzec – potężnie, pisał Świętochowski, któremu wiejski chłopak wydał się nadzieją polskiej rzeźby, wręcz nowym Giotto .

To wtedy Świętochowski zmienił nastolatkowi nazwisko Biegalski na Biegas, aby móc go wypromować jako autentyczny wytwór kultury ludowej, uchroniony przed rusyfikacją. Chłopsko brzmiące nazwisko znaczyło w języku staropolskim „biegacz”. W ten sposób młody pasterz wbiegł na scenę artystyczną… Już we wrześniu 1896 r. Świętochowski zorganizował Biegasowi pierwszą wystawę rzeźb w Warszawie (w księgarni Wendego). Wkrótce ogłosił też inne swoje artykuły o młodym artyście na łamach „Prawdy”, a wykształcenie rzeźbiarza samouka ze wsi Koziczyn w pow. ciechanowskim stało się jedną z najważniejszych jego akcji społecznych. Już w inicjującym ją, cytowanym wyżej felietonie Świętochowski apelował:

Niedawno można ręka wydobyła z ubóstwa i uratowała dla sztuki również rzeźbiarza z ludu, Laszczkę. Czy taką znajdzie Biegas? […] Niech ci, którzy zobaczywszy utwory Biegasa, zechcą mu dopomóc w kształceniu się, uwierzą, że w tej chwili należeć będą do najszczęśliwszych wybrańców losu i że im wielu zazdrości przywileju składania takich ofiar.

Ogólny ton artykułu zachęcał społeczeństwo do pomocy Biegasowi. Świętochowski wyłożył w nim też swój program pozytywistyczny, pisał:

[…] jeżeli istnieją agenci, którzy wyszukują karłów, ludzi z owłosieniem zwierząt, z głowami psów i ptaków słowem wszelkiego rodzaju, czemu nikt nie stara się o wynajdywanie geniuszów i talentów? Jestem przekonany, że gdyby tym ostatnim nie pozwolono marnieć i przepadać, lecz zbierano ich i kształcono, obecny kryzys najwyższej cywilizacji należałby do odległych wspomnień ludzkości.

Apel Posła Prawdy i ogłoszoną przez niego subskrypcję na kształcenie Biegasa poparło kilka warszawskich pism. Niektóre, po wystawie prac w Warszawie, zamieściły artykuły i reprodukcje jego rzeźb, np. „Zorza” (Wykalanie, Powrót z pola, Na fujarce, Hagar, Natrząsanie, Odpoczynek) , która chwaliła dar Boży i niepospolity talent młodego pastuszka; „Tygodnik Ilustrowany” (Natrząsanie, Przymierzanie, Odpoczynek) , „Wędrowiec” .

Młody artysta samouk stał się jednak i przedmiotem polemik. Kontrakcję podjęła „Niwa”, dowodząc, że właściwym opiekunem talentu chłopca był ks. Aleksander Rzewnicki i powinien pozostać nim nadal. Przeciwnicy protektorów Biegasa, czyli Rajkowskiego i Świętochowskiego, zarzucali im niechęć do duchowieństwa, wątpili w autentyczność chłopskiego pochodzenia chłopca i zarzucali, że zamiast przedstawiać go jako uzdolnionego w snycerstwie i ukształtowanego umysłowo młodzieńca, promują go jako prostaczka, w którym talent objawił się samorodnie, przezwawszy go przy tym dla lepszego efektu Biegasem. Zarzucali przemilczanie pomocy ks. Rzewnickiego dla Bolka Biegalskiego, a także roli w rozwijaniu jego talentu warszawskiego artysty Antoniego Panasiuka. Pisano w „Niwie”:

Chłopiec jest zdolny i zasługuje na poparcie, czy jednak należało zyskiwać owo poparcie w taki sposób, jak to zrobili reżyserowie reklam? […] Czy miało to powiększyć i wzmocnić talent chłopca, że kazano mu się nazywać Biegasem i przemilczeć dobrodzieja, bez którego nigdy nie wydostałby się tam, gdzie już dzisiaj doszedł?

Także w „Przeglądzie Katolickim” z 26 listopada 1896 r. zwracano uwagę, że panowie, którzy zwrócili się do ludu o pomoc dla Biegasa popełnili kilka niewłaściwości. Przede wszystkim zmienili mu nazwisko, aby jako dziecię ludu łatwiej pozyskał sympatię i kieszeń mecenasów sztuki. Oceniono to jako smutne świadectwo fanatyzmu sfer tzw. liberalnych, które dziś z p. A. Świętochowskim na czele wzięły Biegalskiego w opiekę. Druga niewłaściwość, według „Przeglądu Katolickiego”, to przemilczenie, że pierwszą osobą, która oceniła zdolności Biegalskiego był – pleban miejscowy, a dopiero:

[…] Z pod tej opieki Biegalski dostał się w ręce panów liberałów, którzy […] chcieli zjednać dla nowego talentu przychylność bynajmniej nie liberalnego ogółu. Kto wie, czy wobec dotychczasowej taktyki liberalnych opiekunów Biegalskiego, nie są słuszne obawy ludzi, którzy nic dobrego sobie po takiej opiece nie obiecują .

W odpowiedzi na ataki zareagował nawet dr F. Rajkowski, który napisał, że nowi opiekunowie młodego Biegasa nie mieli zamiaru demokratyzowania jego nazwiska, gdyż jest on tak zapisany w księgach ludności gminy Regimin, pow. ciechanowskiego. Ale „Przegląd Katolicki”, 24 grudnia 1896, się złościł, że jedynym autentycznym dowodem jak brzmiało nazwisko nowego „talentu” powinien być akt jego chrztu . Także Świętochowski wielokrotnie odpowiadał na szczypania, kąsania, drapania swoich przeciwników, np. w felietonie Atak na Biegasa i jego protektorów:

Trudno było przewidzieć, że Biegas przemieniony z pastucha na rzeźbiarza, z chłopca zupełnie ciemnego na człowieka cokolwiek ukształtowanego – może kogokolwiek rozgniewać. A przecież tak się stało. Kampanię rozpoczęły nasze Fidyaszątka, które nie tylko nie okazały mu żadnej życzliwości, ale czuły się głęboko dotknięte „wrzawą”, jaką koło niego robiono. Jeden nawet z owych mocarzów […] oświadczył z humorystyczną przenikliwością i bystrem znawstwem, że lepsze utwory Biegasa nie są jego robotą, lecz jakiegoś skończonego artysty .

Świętochowski nazywał siebie współprotektorem Biegasa i współwinnym zajęcia się jego przyszłością. Podkreślał, że zna się na sztuce, gdyż studiował ją i poznał arcydzieła rzeźby w największych muzeach europejskich, zaś warszawskie Towarzystwo Sztuk Pięknych okazało się tak kompetentne, że umieściło śliczne utwory Biegasa w swojej kancelarii, aby po kilku dniach uprzątnąć jak śmiecie.

Artystę z Koziczyna konsekwentnie nazywał Biegasem i pastuszkiem, który na wsi marnował swój talent, wyrażając radość, że od pół roku mieszka pod dobrą opieką u dra Rajkowskiego w Ciechanowie, gdzie uczęszcza do szkoły miejskiej. Prostował także zarzuty, że wraz z Rajkowskim nie zapomnieli o pierwszej pomocy ks. Rzewnickiego i o pobycie u Panasiuka, którego zasługi w kształceniu chłopca zdecydowanie obalił, przytaczając w „Prawdzie” fragment autentycznego życiorysu, własnoręcznie napisanego przez młodego rzeźbiarza:

Od 7 laty życia zaczołem, robić kozikiem z drzewa rozmaite figurki i gliny […] Jednegorazu przyszedł raz do mego szwagra od Księdza Rzewnickiego furman który wzioł jedno figurkie napokazanie […] I następnie Ksiądz Rzeźnicki zaprosił kilku panów i Ksiedzy których bardzo dziwiło że chłopiec beznauki potrafił tak wyrobić. I zaraz zrobili składke i ksiądz Rzewnicki zawiuz mie do Warszawy do pana Panasuka, który mie miał uczyć.

I wpoczątkach dał mi nogi od stołów rzeźbić i to nauka była dalsza i ja raz po kryjomu zaczołem robić Świętgo jana Nepomucena to on jak to panasuk wydar mi zręki i kazał spalić. I jak panasuk figurę zrobił to musiałem wyslufowac i ja uczyłem się slufowania […] – młody artysta opisał też w tym stylu inne szykany ze strony Panasiuka. Uważał, że jest on chytry, zazdrosny oraz fałszywie się chwali, że uczył go pisania i czytania. Wyznał też na łamach „Prawdy”, że się w końcu rozchorował i wrócił do rodzinnej wsi, gdzie zajął się nim dr Rajkowski .

Przeciwnikom akcji Świętochowskiego nie powiodło się. Biegasa poparły „Kuryer Warszawski”, „Kuryer Codzienny”, „Tygodnik Ilustrowany” i bardzo szybko – za pośrednictwem dra Rajkowskiego i redakcji „Prawdy” – zebrano fundusze na kształcenie młodzieńca przez cztery lata. Świętochowski zawiadamiał o tym czytelników „Prawdy” już 21 listopada 1896 r., nie bez dumy, że jego wrogom nie udało się sparaliżować przedsięwzięcia . O sukcesie tej akcji społecznej oraz kolejnych wpłatach na kształcenie Biegasa donosił też w Kronice „Prawdy” 6 grudnia 1896 r.:

Dla Biegasa, oprócz pieniędzy, zaofiarowanych przez Kuryer warszawski, nadesłano do redakcyi naszej: bezimiennie rs. 30 (jako roczną ratę składki czteroletniej) pp J.K. Brodowski, regent rs. 25 (rata). J. Held rs. 25 (rata), Maks Fajans rs. 10. Nadto p. Staniszewski, adwokat z Suwałk, oświadczył gotowość płacenia rs. 25 rocznie. A zatem Biegas dzięki gronu ludzi szlachetnych i o swojskie talenty dbałych, ma już całkowicie zabezpieczenie się przez lat cztery .

Kiedy fundusze na kształcenie młodego artysty były już zebrane, „Przegląd Katolicki” zaofiarował mu pomoc: 25 rubli rocznie, ale pod warunkiem, że opiekę nad młodym artystą w Krakowie będzie miał ks. Rzewnicki z Koziczyna. Znowu rozsierdziło to Posła Prawdy, który 14 stycznia 1897 r. ripostował prześmiewczo w Liberum veto:

Ponieważ Biegas […] nie będzie się kształcił w Koziczynku, lecz w Krakowie, ponieważ nie będzie się uczył ministrantury, lecz historyi, arytmetyki, geometryi, języków, a przede wszystkim rysunku i rzeźby; ponieważ pieniądze dla niego dobrzy ludzie złożyli bądź na ręce niejakiego Świętochowskiego, który go im wskazał, bądź niejakiego Rajkowskiego, który wraz z żoną o jego los się zatroszczył; ponieważ w Krakowie nad jego sprawowaniem się i zdrowiem czuwać będzie niejaki Bujwid, a nad rozwojem jego talentu profesorowie szkoły sztuk pięknych – pozostaje przeto bardzo trudne do rozstrzygnięcia pytanie, jak swą opiekę wykonywać ma ks. Rzewnicki z Koniczynka i jakim sposobem uratować można […] 25 rs. Przeglądu Katolickiego?

Widzę tylko jedną drogę wyjścia z tego trudnego położenia: mianowicie niech owi Świętochowski i Rajkowski, nieodpowiedzialni moralnie, zwrócą pieniądze ofiarodawcom, którzy w znacznej części przysłali im je z wyraźnym zastrzeżeniem osobistego do nich zaufania, natomiast niech Przegląd Katolicki da 25 rs. i na nitce przywiązanej w Koziczynku puści go w świat – pisał Świętochowski, pouczając, że chcąc dobru służyć, trzeba ukochać gorąco, a nie tylko w swoim interesiku.

Studia w Krakowie (1897-1901)

Niespełna miesiąc później, 2 lutego 1897 r., dzięki zebranym funduszom oraz pomocy Rajkowskiego i Świętochowskiego, Bolesław Biegas przybył na studia w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie (Austria). W Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie zachował się jego paszport, wydany 4 stycznia 1897 r. przez władze rosyjskie w Płocku (wizę wjazdową otrzymał z konsulatu austriackiego w Warszawie, 28 stycznia 1897).

W Krakowie Biegas zamieszkał u państwa Odo i Kazimiery Bujwidów, w czym zapewne też dopomógł Świętochowski. Odo Bujwid (1857-1942), prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego, lekarz, immunolog, „ojciec bakteriologii polskiej”, był bowiem jego długoletnim współpracownikiem, korespondentem „Prawdy” jeszcze z czasu praktyki w Instytucie Pasteura w Paryżu. Nad intelektualnym rozwojem młodego artysty czuwała głównie profesorowa, Kazimiera Bujwidowa, aktywna feministka, autorka licznych broszur z dziedziny edukacji i klas społecznie nieuprzywilejowanych.

To dzięki niej Biegas odkrył literaturę i filozofię, czytał Schopenhauera i Nietschego, bywał na koncertach, rozpoczął naukę j. francuskiego oraz gry na fortepianie. Bujwidowie zostawiali jednak młodzieńcowi niewiele swobody, ingerowali w jego kontakty towarzyskie, byli przesadnie troskliwi, nawiązywali też przy znajomych do jego tragicznego dzieciństwa (na co skarży się w autobiograficznej sztuce Lechit).

W krakowskiej uczelni młodzieniec z Koziczyna studiował na Oddziale Rzeźby, którym najpierw kierował prof. Alfred Daun, zaś dyrektorem był Julian Fałat. Biegas był wtedy bardzo dobrym i pilnym studentem, już w 1898 r. otrzymał brązowy medal za pracę Porwanie Ganimedy. Świętochowski śledził postępy swojego pupila, o czym świadczy zachowany w Muzeum Pozytywizmu w Gołotczyźnie list do niego od prof. Dauna z 22 grudnia 1897 r.

Na prośbę pozytywisty, aby wydał opinię o przymiotach i wadach P. Biegasa, prof. Daun odpisał, że młody rzeźbiarz z Koziczyna posiada zdolności do modelowania w wysokim stopniu, ale żeby zostać rzeźbiarzem powinien rysować jak najwięcej, zaś dla wykształcenia plastycznej wyobraźni i zdrowia duszy – profesor polecał Biegasowi zgłębianie historii malarstwa oraz lekturę Homera, Ovidiusza, Virgila, Mickiewicza. Stwierdził też, że w pracy artystycznej należy na jakiś czas pozostawić go samemu sobie. Nadmienił Świętochowskiemu również, że nie może przemilczeć największej wady duszy Biegasa, bo często: traci spokój i równowagę wewnętrzną, która tak konieczna jest przy wszelkiej pracy .

W 1898 r. pracownię rzeźby na uczelni krakowskiej objął prof. Konstanty Laszczka, pedagog autorytarny, nie pozostawiający swoim studentom wiele swobody. W dodatku, chociaż sam wywodził się z chłopów, Laszczka traktował Biegasa z wyższością. Sprawiło to, że niezależna natura artysty z Koziczyna zaczęła buntować się, oddalać od konwencji akademickiej. Pod wpływem panujących w Krakowie trendów symbolistycznych i dekadenckich, propagowanych głównie przez Stanisława Przybyszewskiego, Biegas wszedł w krąg twórczości Viegelanda, Muncha, Ropsa. Fascynowało go zło, koszmar, piekło ciała i… zaczął osiągać pierwsze sukcesy artystyczne. W 1900 r. wystawił siedem rzeźb w Salonie Krywulta w Warszawie, jednej z najważniejszych w tym okresie prywatnych galerii na ziemiach polskich.

Rok później wiedeńscy secesjoniści zaprosili młodego rzeźbiarza, ku zaskoczeniu Laszczki, do udziału w prestiżowej X Wystawie Secesji w Wiedniu. Rzeźby Biegasa zebrały tam znakomite recenzje, a sam artysta został członkiem wiedeńskiej „Secesji’, z którą wystawiał jeszcze kilkakrotnie (1902, 1903, 1904). W 1901 r. zaprezentował także swoje prace w Towarzystwie Sztuk Pięknych w Warszawie.

Natomiast w Krakowie za wykonaną rzeźbę Księga życia Biegas został w 1901 r. usunięty ze studiów jako burzyciel Akademii Sztuk Pięknych. Powierzył wtedy swoje prace Bujwidom i wyjechał latem do Ciechanowa, zatrzymując się u Franciszka Rajkowskiego. Jego protektorzy, choć rozczarowani takim obrotem sprawy, byli jednak mile zaskoczeni jego sukcesami w Wiedniu.

Postanowili dać Biegasowi jeszcze jedną szansę. Aleksander Świętochowski znowu uzyskał dla niego stypendium, tym razem z Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie, na studia w Ecole des Beaux-Arts w Paryżu, zaś hrabia Adam Krasiński dał mu przed wyjazdem nad Sekwanę list polecający do rzeźbiarza z tej szkoły Paula Dubois. Ordynat pisał 29 października 1901 r. z Opinogóry:

Młody rzeźbiarz, którego mam honor Panu polecać, jest prostym wieśniakiem, a raczej był, pięć lat temu, prostym pasterzem niedaleko mojej posiadłości. Pasąc krowy spędzał długie godziny wycinając kozikiem figurki z drewna, figurki pełne niezwykłego wyrazu i ruchu. Kilka osób […] zainteresowało się […] i wysłało go do Krakowa […]. Chcielibyśmy obecnie, aby kilka lat spędził na studiach w Paryżu. […] Szanowny Pan najlepiej by się zaopiekował się tym młodym talentem prymitywnym, można by nawet powiedzieć nieokrzesanym, ale na pewno niebanalnym […] .

Wyzwolenie w Paryżu (1901-1954)

Biegas przybył do Paryża w grudniu 1901 r. Zlekceważył jednak list polecający do Paula Dubois, poczuł się wreszcie wyzwolony z nakazów pedagogów, opieki protektorów i nie podjął studiów. Postanowił tworzyć na własną rękę. Znalazł pracownię rzeźbiarską na Montparnassie i zaczął intensywnie pracować samodzielnie, tworząc od stycznia do marca 1902 r. ok. 20 rzeźb. Zmierzał w kierunku uproszczenia formy, co zastosował już w wyrzeźbionej w Krakowie Księdze życia. Stworzył serię silnie zgeometryzowanych refliefów (Świat, Sfinks, Zagadka), równocześnie pracował nad dziełami ekspresjonistycznymi (Chopin, Zmierzch, Miłość śmierci).

Obracał się najpierw wśród licznej w Paryżu emigracji polskiej, m.in. Olgi Boznańskiej, Antoniego Potockiego, Stanisława Gierzyńskiego, Jana Lorentowicza i innych. Pozyskał też nowych mecenasów, którzy zadecydowali o dalszych jego losach. Było to bardzo zamożne baronostwo Henryk i Jadwiga Trutschelowie, którzy mieszkali w Paryżu i w majątku Masłówka pod Kijowem (na Ukrainie). Młody artysta związał się z nimi do końca życia. Baronowa zachwyciła się rzeźbami ubogiego młodzieńca, traktowała go jak syna, dbała o rozwój artystyczny, wspierała finansowo. Pastuszek przedzierzgnął się w arystokratę tak dalece, że w 1945 r. Andre Salmon będzie się zastanawiać nad jego faktycznym pochodzeniem: książątko czy natchniony pasterz?.…

W drugim roku pobytu w Paryżu Biegas zaczął wchodzić w kręgi symbolistów francuskich, wystawiać swoje prace. Po pokazaniu rzeźb w Champs de Mars, Salonie Niezależnych oraz Salonie Societe Nationale de Beaux-Arts, wielu Polaków uważało, że jest lepszy od królującego wówczas Rodina. Jego rzeźby zaczęły przyciągać uwagę krytyków, choć Wacław Szymanowski pisał z Paryża do Teodora Axentowicza 20 marca 1902 r., że Biegas ma prawdziwy i silny talent zepsuty przez frazesy […] Przybyszewskiego .

Biegas wysyłał również swoje nowatorskie prace na wystawy na ziemiach polskich, ale przyjmowano je z rezerwą. Aleksander Świętochowski też był całkowicie zbity z tropu kierunkiem, w jakim ewoluowała twórczość Biegasa. Pisał do niego z wyrzutem w 1902 r., do Paryża, polecając zapisać się do Szkoły Sztuk Pięknych:

Nie posłuchałeś naszej rady, to posłuchasz nędzy swojej… trzeba było ci korzystać z datków naszych i do szkoły chodzić jeszcze, bo to przecie nie są żarty, lada chwila możesz znaleźć się na bruku […] tak pracować jak my chcemy – w guście ładnym i klasycznym. Bo te rzeźby, co ty robisz, to są dotąd nic nie warte…Trzeba nie być uparciuchem, trzeba słuchać starszych – mających już doświadczenie .

Kiedy Świętochowski dowiedział się o nowych mecenasach Biegasa, napisał do Jadwigi Trutschel, prosząc o zaniechanie pomocy. Krytykował także jego utwór literacki Wrażenia ducha myśli, którego rękopis przeczytał:

[…] ta pisanina jest nic nie warta, pusta, bez treści… Jednym słowem jest to dalszy ciąg rzeźb jego, sztywnych, bezforemnych, bez żadnych zalet… jakiejkolwiek myśli. – Mojem zdaniem to jest podłość – to zakała społeczeństwa […] To jest człowiek bez serca, bez najmniejszego uczucia .

List pozytywisty wywołał jednak odwrotny skutek. Jadwiga Trutschel uznała filozofa za nieoświeconego dziennikarza, niekompetentnego w kwestiach artystycznych i w lipcu 1902 r. zabrała artystę, o którego zdrowie po wizycie u paryskich lekarzy się obawiała, do swojego majątku w Masłówce pod Kijowem. Biegas przebywał tam aż do grudnia 1902. Miał do dyspozycji pracownię rzeźby, dużo pisał (powstała wtedy jego autobiograficzna sztuka Graczak), podjął też pierwsze próby malarskie. Dzięki Jadwidze Trutschel wydał w Krakowie swój pierwszy dramat Księżyc.

Prawdopodobnie z jesieni 1902 r. (widnieje tylko data 8 września) pochodzi zachowany w Gołotczyźnie list z Masłówki Jadwigi Trutschel, który jest odpowiedzią dla Posła Prawdy. Baronowa wyraziła w nim ubolewanie z powodu impulsywnego listu i złego obejścia się Biegasa z pozytywistą, tłumacząc to chorobliwą impulsywnością artysty i tym, że wyrósł on na niekulturalnym gruncie. Wyraziła też zdziwienie incydentem, gdyż Biegas zawsze mówił do niej o Świętochowskim i Bujwidzie z ogromną wdzięcznością i uwielbieniem. Tłumaczyła:

Panie Szanowny już dawno pastuszka nie ma, jest to chora dusza wzniosła i cierpiąca, że musi żyć z jałmużny […] Biegas chory chłopak – ale ze szczerem zacnem wdzięcznem sercem, z ogromnym rzeźbiarskiem talentem, a że mu brak jeszcze dużo zalet to go tłumaczą ogromnie trudne warunki życia – donosiła, że pragnie dla niego być użyteczną, że w Paryżu poprosi Rodina, aby swe zdanie o Biegasie powiedział, bo jest zdolny, pracowity i bardzo dobry (dzielił się nawet obiadami z uboższymi), ale jako niezwykłej natury chłopak nie może on być traktowany jako przeciętny człowiek. Zapewniała z Masłówki:

U nas ma wygody i wszystko co do poprawienia zdrowia potrzebne. Przede wszystkim traktuje go jak dziecko chore potrzebujące troskliwej opieki – uczę go po francusku, bo to w Paryżu będzie potrzebne. […] Zupełnie macierzyńską opieką go otaczam jak chore dziecko, ale bardzo niezwykłe, które nadzwyczaj głęboko czuje. I uspokajała byłego protektora: Nie odstąpimy go póki on o własnych siłach pójdzie w drogę życia .

Biegas, kiedy miał już nowych mecenasów, zaczął odmawiać pomocy z rodzinnego środowiska, które interesowało się nadal jego rozwojem artystycznym. Świadczy o tym zachowany w Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie, datowany na 8 listopada 1902 r., list w j. francuskim, niestety, z podpisem nieczytelnym, z którego wynika niepokój, że: nasz Biegas, niegdyś dobrze zapowiadający się młody człowiek – pada ofiarą kobiety, która całkowicie nim zawładnęła tak, że odmawia on jakiegokolwiek wsparcia. Słowa te skierowano do Madame, prawdopodobnie do baronowej Trutschel. .

Wydaje się, że Aleksander Świętochowski stracił wtedy kontakt ze swoim pupilem. Biegas miał już nowych protektorów, przyjaciół i rzeczywiście wbiegł na artystyczne światowe salony, wystawiając szeroko swoje modernistyczne prace. Już w 1903 r. zaprezentował je w Sankt Petersburgu i była to wystawa przełomowa, gdzie nazwano go „sfinksem zmartwychwstałym”. Eksponował swoje rzeźby także w Wiedniu, Warszawie i Krakowie (1904-1905), ale krytyka polska przyjęła je bardzo źle; w Kijowie (1905); Waszyngtonie (1907); Rzymie, Krakowie i Lwowie (1911). Później już pokazywał je wyłącznie we własnej pracowni na Montparnassie, która przypominała raczej światowy salon, a on sam związał się głęboko z Paryżem.

Zdobywał sławę, zbierał dobre recenzje o swojej twórczości (choć miewał i skandale, interwencje cenzury, itp.), pisał i publikował swoje utwory literackie (niektóre przekładano na j. francuski, wystawiano w teatrach). Drukowano też liczne artykuły o nim, katalogi jego prac, książki. Robił jednak karierę w odmiennym kierunku niż życzył sobie Poseł Prawdy. Nie wiadomo czy Biegas spotkał się z nim podczas wizyt w kraju, np. w 1909 r., kiedy odwiedził Koziczyn i siostrę Mariannę (pomagał jej aż do II wojny światowej, w 1936 r. oddał swoją ziemię w rodzinnej wsi). Na pewno spotkał się wtedy z ks. Rzewnickim, który pracował już w biskupstwie w Płocku. Ze swoim pierwszym dobroczyńcą był zresztą cały czas głęboko związany, słuchał jego rad, pomimo iż sam oddalił się od katolicyzmu. Ks. Rzewnicki odwiedził go nawet w Paryżu (1912).

Od 1909 r. Biegas związał się z hinduską księżniczką Perinette Khurshedbanoo A.D. Naoroji, co popsuło na pewien czas jego kontakty z baronową Trutschel, ale wspierała go aż do swojej śmierci w 1939 r. – już w 1929 r. ustanowiła go jedynym spadkobiercą całego majątku (choć zubożonego po rewolucji). Ostatni raz Biegas był w Polsce w 1913 r., kiedy gościł u literata Kazimierza Wizego w Poznańskiem.

Na początku lat 30. XX w. postać Biegasa zaczęła odchodzić w zapomnienie. Artysta popadał w samotność (nie był żonaty, nie miał dzieci), zgorzknienie (szczególnie z powodu powojennego losu Polski), wtedy zbliżył się do kręgów emigracji polskiej. Najpierw, w 1948 r., chciał podarować swoje zbiory i zabytki – większość już za życia (452 przedmiotów), a część po śmierci (36 przedmiotów) – Polskiemu Muzeum w Ameryce. Przygotował już szczegółowy ich spis (liczący 13 stron druku) oraz akt darowizny (30 marca 1948 r.). Jak wynika z korespondencji Biegasa z dyrektorem tego Muzeum Mieczysławem Haimanem, artysta chciał, aby jego dzieła znalazły należyte schronienie i pewny przytułek w Muzeum Polskim w Chicago, gdyż w Europie panuje stałe napięcie ogólno-społeczne.

Donosił, że w czasie wojny, na skutek bombardowań, część jego kolekcji dotkliwie ucierpiała, dlatego pragnął przekazać większość swoich zbiorów za ocean. Kustosz „amerykańskiego Raperswilu”, jak nazywano słynne wówczas Muzeum Polskie w Chicago, był jednak wtedy już na łożu śmierci i sprawa nigdy nie została sfinalizowana . Biegas bardzo tego żałował i w 1954 r. zapisał swój majątek Polskiemu Towarzystwu Historyczno-Literackiemu w Paryżu. Jego prace są też w wielu muzeach: Muzeum d’Orsay w Paryżu, Muzeum Sztuk Pięknych w Lyonie, Muzeach Narodowych w Warszawie i Poznaniu, Muzeum Mazowieckim w Płocku, Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie oraz licznych kolekcjach prywatnych.

Warto dodać, że w związku ze sprawą Biegasa Świętochowski wystąpił z pomysłem, do którego wielokrotnie wracał w następnych latach, m.in. w powieści Nałęcze – tworzenia w II Rzeczypospolitej instytucji opieki społecznej nad dziećmi utalentowanymi, które uważał za największe bogactwo narodu. Jednak w 1926 r. skarżył się w „Tygodniku Ilustrowanym”:

Pomimo wielokrotnych usiłowań nie udało mi się zawiązać towarzystwa wyławiającego i kształcącego w Polsce młodych geniuszów, których mnóstwo marnieje w niedostatku i zaniedbaniu, a które otoczone opieką, stworzyłyby skarb nie tylko narodowy, ale ogólnoludzki” .

Wnioski

Aleksander Świętochowski pomógł najbardziej – spośród jego rodzimych protektorów (ks. A. Rzewnickiego, dra F. Rajkowskiego, hr. A. Krasińskiego) wypromować artystę z podciechanowskiego Koziczyna. Dostrzegł od razu jego talent, zmienił mu nazwisko z Biegalskiego na Biegasa, zorganizował w Warszawie pierwszą wystawę rzeźb i publiczną zbiórkę funduszy na studia w Krakowie. Zaciekle go też bronił w felietonach Liberum veto. Również oddanie go pod opiekę Bujwidów w Krakowie, dzięki którym Biegas przeżywał przyspieszony rozwój intelektualny, to zasługa pozytywisty. Bujwid pomagał zresztą Biegasowi później, kiedy już mieszkał w Paryżu, wystawiać prace na ziemiach polskich.

To również Świętochowski pozyskał Biegasowi stypendium z Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie na wyjazd do Paryża, kiedy został usunięty ze studiów w Krakowie (jako burzyciel Akademii Sztuk Pięknych). Z pewnością też dzięki niemu hr. Edward Krasiński, dał artyście przed wyjazdem nad Sekwanę list polecający do rzeźbiarza Paula Dubois na studia w Ecole des Beaux-Arts. Ponadto wszędzie, gdzie pupil przebywał, Poseł Prawdy śledził jego życie i postępy artystyczne, z nadzieją, że będzie polskim Giotto.

Ale opieka nad Biegasem nie była łatwa, ze względu na niezależny, nie poddający się kierowaniu charakter. Artysta był indywidualistą, nie przyjmował uwag protektora nt. swojej twórczości, która – zarówno plastyczna, jak literacka – bardzo rozczarowała Świętochowskiego. Jako były „hetman obozu młodych” nie potrafił zaakceptować trendów nowej epoki, z którą zaczął się rozmijać. Tylko w połowie spełniła się więc jego nadzieja z 1896 r., kiedy pisał:

[…] może ci prawdziwi dobrodzieje Biegasa, którzy mu zapewnili środki do ukształtowania się, będą mieli z niego pociechę i dadzą społeczeństwu utalentowanego artystę .

(opublikowany w Ciechanowskich Zeszytach Literackich „Z Posłem Prawdy”, Nr 10, Ciechanów 2008