Historia katyńska w rodzinie Sewerynów zatoczyła koło

Historia katyńska w rodzinie Sewerynów zatoczyła koło

Zginął w tym samym lesie, co ojciec

Teresa Kaczorowska

Wojciech Seweryn był jedynym obywatelem amerykańskim, który zginął pod Katyniem 10 kwietnia 2010 roku. – Do dziś nie odzyskaliśmy telefonu komórkowego ani aparatu fotograficznego mojego ojca. Mogą być one cenne dla Rosjan, gdyż utrzymywał stosunki z wieloma osobami z pierwszych stron gazet – mówi jego córka Anna Wójtowicz z Chicago.

Nie umie opisać bólu, jaki przeżywa cała jej rodzina po tragedii smoleńskiej. Matka, Maria Seweryn, wciąż zażywa leki antydepresyjne. Dzieci Anny: Natalia (21 lat) i Daniel (16 lat), są w stanie silnego napięcia emocjonalnego. Bogusława Seweryn, jedyna jej siostra, mieszkająca w rodzinnym miasteczku Żabno pod Tarnowem, też się załamała. Wszyscy obawiają się, że walka o prawdę o katastrofie Tu-154M została już przegrana. Przytłumił ją raport MAK, obarczający za tragedię smoleńską wyłącznie polską załogę, bez uwzględnienia rażących błędów kontrolerów lotu w Smoleńsku.

To prawdę Rosji przyjął świat, gdyż ani prezydent Bronisław Komorowski, ani premier Donald Tusk nie zaprotestowali od razu przeciwko obrażaniu przez MAK polskiej załogi i kompromitowaniu naszego kraju. Polska przestała być równoprawnym partnerem w dochodzeniu do prawdy już 11 kwietnia 2010 r., kiedy rząd RP nie podjął propozycji prezydenta Miedwiediewa, by poprowadzić wspólne śledztwo, tylko oddał je całkowicie w ręce Rosjan. Obecny rząd – bierny, uległy, skazał się na rolę petenta. Zdaniem Anny Wójtowicz, rządząca dziś nad Wisłą formacja wyraźnie i bezkrytycznie sprzyja interesom Rosji. Stąd bolesna bezsilność. To ona rani najbardziej rodzinę Sewerynów po obydwu stronach oceanu, nie pozwalając na godne przeżycie żałoby.

– Błędy i zaniedbania mnożyły się od samego początku przygotowywania obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, począwszy od udanej rozgrywki Moskwy, aby w kwietniu 2010 roku odbyły się do Katynia dwie wizyty, premiera i prezydenta – Anna Wójtowicz może długo wyliczać uchybienia polskich władz. Po katastrofie tupolewa nie umiała zrozumieć wielu decyzji, choćby dlaczego ciało jej ojca pojechało do Moskwy, a nie do Warszawy. – Nikt z mojej rodziny nie pojechał tam w celu identyfikacji zwłok. Ojca rozpoznano po dokumentach. Ja, przez chmurę wulkaniczną, mogłam przybyć dopiero po dziesięciu dniach.

Nie poznał nigdy ojca

Wojciech Seweryn pochodził z Żabna w Małopolsce, z osiadłej tam od wieków zamożnej, zasłużonej i utalentowanej artystycznie rodziny Sewerynów. Jego pradziadek był burmistrzem Żabna, dziadek (też Wojciech Seweryn) przysłużył się do rozwoju oświaty i kierował miejscową szkołą powszechną, a w dziesiątą rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości posadził na żabieńskim rynku Dąb Wolności – dziś piękną, rosłą ikonę miasta. Z kolei ojciec polskiego Amerykanina, Mieczysław Seweryn, uczył w Żabnie języka polskiego, miał zdolności plastyczne i angażował się w życie społeczne. Należał do harcerstwa, Związku Strzeleckiego, udzielał się w teatrze. Zmobilizowany latem 1939 roku do obrony Ojczyzny, walczył z Niemcami i Rosjanami w kampanii wrześniowej, trafił do jenieckiego obozu w Kozielsku i wiosną 1940 roku został rozstrzelany przez sowieckie NKWD w lesie w Katyniu.

– Mój tata nie zdążył poznać swego ojca – opowiada jego najmłodsza córka Anna Wójtowicz. – Urodził się dokładnie 1 września 1939 r. w Tarnowie, podczas bombardowania szpitala. Co prawda w metryce ma wpisane 31 sierpnia 1939 r., ale ubłagała o wpisanie tej daty matka, nie chcąc, aby dzień urodzin pierworodnego syna kojarzył się z wybuchem wojny. Jej mąż, 29-letni wówczas oficer, Mieczysław Seweryn, przechodził akurat ze swoim 16. Pułkiem Piechoty przez Tarnów i zdołał jeszcze zobaczyć syna w szpitalu.

Życie ojca Anny rozpoczęło się więc wśród świstu kul i ucieczki na ręku matki ze zrujnowanego szpitala. Wojnę przetrwali w ich nowym domu w Żabnie, choć większą jego część zajęli Niemcy. Budynek zbudował trzy miesiące przed wybuchem wojny Mieczysław Seweryn, który od września 1939 r. miał zostać dyrektorem szkoły. Z obozu w Kozielsku przysłał jedyny list. Dzielna wdowa katyńska zdołała także ocalić Żydówkę, przechowując ją przez dwa lata w piwnicy. Kiedy po Niemcach przyszli do Żabna Rosjanie, cudem ocaliła siebie i synka przed wywózką na Syberię. Wychowywała go w atmosferze kultu ojca.

– Mój obraz z dzieciństwa to siedząca w żałobie babcia Janina i płonące świece przy fotografii męża Mieczysława, który zginął w Katyniu. Całe życie wracała do swojej pięknej, a tak dramatycznie przerwanej miłości. Zmarła w 1996 roku – opowiada w Chicago Anna. Pokazuje rodzinne zdjęcia, także razem z aktorem Andrzejem Sewerynem. Ostatnie wspólne, z Thanksgiving – Święta Dziękczynienia.

Jej ojciec, Wojciech Seweryn, od dziecka malował, rzeźbił, uwielbiał też robić zdjęcia. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Tarnowie, ale studia na krakowskiej ASP przerwał, bo matka zachorowała na raka. W 1960 roku poślubił Marię, kadrową w oświacie. Zamieszkali w rodzinnym domu, gdzie pielęgnował pamięć ojca. Nie pozwalał w domu nic zmieniać, wszystkie pamiątki po rodzicu – a ocalał cały kufer – traktował jak relikwie. Całe życie głosił prawdę o zbrodni katyńskiej. I przeszedł w kraju gehennę.

– Ojciec był prześladowany za ojca oficera zamordowanego w Katyniu. Dręczono go, straszono, zatrzymywano w areszcie. Miał też problemy z pracą, bo nie umiał kłamać, nie dał się wciągnąć do PZPR. Aby przeżyć, imał się różnych zajęć. Pracował w instytucjach kultury, założył swój warsztat szyldów, hodował nawet barany. W końcu, w 1976 r., wyjechał z kraju – opowiada Anna.

Pomnik katyński

W Chicago Wojciech Seweryn przeszedł kolejną gehennę. Zaczynał od dorywczych prac i mieszkania w piwnicach. Chorował. Ale poczuł się nareszcie wolny. Zaczął uczestniczyć w uroczystościach katyńskich, demonstracjach Polonii, paradach trzeciomajowych. W szkołach polskich opowiadał historię kraju i Katynia. Jak tylko stanął nieco na nogi, starał się ściągnąć rodzinę. Słał paczki. Anna pamięta, jak przez dziesięć lat tęskniła za ojcem, jak podpisane „Dla Aniutki” zabawki były oczekiwane i pieszczone… – Zawsze byłam ukochaną jego córeczką, a on moim wspaniałym ojcem – uśmiecha się. Zresztą Wojciech Seweryn wysyłał co miesiąc aż około 20 paczek, nie tylko dla całej rodziny, ale i dla sąsiadów z Żabna.

– Miał wielkie serce, potrafił zdjąć ostatnią koszulę, aby pomóc biednym – wzrusza się Anna. – Mama nie chciała opuszczać Polski. Zresztą miała kłopoty z uzyskaniem paszportu, który dwukrotnie jej dawano i dwukrotnie zabierano. Kochała jednak ojca i wreszcie po ośmiu latach, kiedy starszą córkę wydała za mąż, przyjechała do Chicago. Nie mogła się w USA odnaleźć, ale trwała przy kochanym mężu i znosiła jego zaangażowanie dla sprawy Katynia, gdyż on nie wyobrażał sobie życia w Polsce. Ja przyjechałam do Chicago rok później, po zdaniu matury – wspomina Anna. Jej ojciec był wtedy lakiernikiem samochodowym, dobrze zarabiał. W warsztacie mercedesa przepracował 16 lat, aż do emerytury.

Przez ostatnich dziesięć lat Wojciech Seweryn żył budową Pomnika Katyńskiego. Zainicjował Komitet Budowy, sam zaprojektował monument, zbierał pieniądze, angażując do tej idei przyjaciół, znajomych i całą swoją rodzinę. Jego dwoje wnucząt, Natalia i Daniel, dużą część dzieciństwa spędzili z puszkami w ręku. Szczególnie Daniel, który towarzyszył dziadkowi od najmłodszych lat, gdyż do siódmego roku życia go „wyniańczył”. Mimo wielu wrogów tej idei (przeciwni byli nawet niektórzy z Rodziny Katyńskiej w Chicago) Wojciech Seweryn dopiął swego.

Pomnik Katyński stanął 16 maja 2009 roku na cmentarzu Niles, nieopodal jego ogrodzenia. Jest więc doskonale widoczny z okien aut, zwłaszcza że przy nekropolii biegnie jedna z głównych ulic miasta. Pomnik składa się z głównej rzeźby – Matki Bożej Katyńskiej, trzymającej martwego żołnierza z raną w tyle czaszki. Pietę wykonał Wojciech Seweryn. Góruje nad nią duży krzyż na tle białego granitu, który symbolizuje orła bez głowy. Anna jeszcze niedawno widywała ojca, jak siedział przy pomniku i patrzył na dzieło swego życia.

– Te dziesięć lat, mimo ciężkiej pracy i wielu trudności, było najszczęśliwszym okresem w jego życiu – mówi córka. Przypłacił to jednak zdrowiem – trzema stanami przedzawałowymi, kilkoma pobytami w szpitalu i wrogością niektórych środowisk. Dzień odsłonięcia pomnika był dla niego wielkim szczęściem. W uroczystości uczestniczyło wielu gości, w tym prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Maciej Płażyński i przewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. Razem z budowniczym pomnika zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem… Zaplanowano, że po powrocie z uroczystości rocznicowych w Katyniu obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej w Chicago odbędą się właśnie przy nowym pięknym monumencie…

– Tata opowiadał wszystkim, że po dziesięciu latach zmagań postawił w Chicago pomnik Katynia, więc może umrzeć… – wspomina Anna, która też mnóstwo czasu spędziła w Ameryce na zbieraniu pieniędzy i katyńskich akademiach.

Zostały okulary

Z związku z uroczystościami w Katyniu polscy Amerykanie wyjechali do Polski już w marcu 2010 roku. Chcieli spędzić Święta Wielkanocne u starszej córki Bogusławy w Żabnie. Do Katynia na 70. rocznicę zbrodni wybierał się 10 kwietnia tylko Wojciech Seweryn (już po raz trzeci), bo jego żona Maria Seweryn, mająca problemy z sercem, zapowiedziała, że jej noga nigdy nie stanie na „nieludzkiej ziemi”. Ojciec Anny – dzięki mieszkańcom Żabna – zdążył jeszcze w rodzinnym mieście przeżyć jedne z najszczęśliwszych chwil swojego życia. W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej na boisku szkoły, którą kierował jego dziadek Wojciech Seweryn, polski Amerykanin posadził Dąb Pamięci – obsypany ziemią z Katynia, poświęcony Mieczysławowi Sewerynowi.

– Był wzruszony i szczęśliwy! Dumny z wnucząt, ale przede wszystkim z tego, że w Żabnie nareszcie uznano jego ojca za bohatera – Anna rozmawiała z rodzicem 9 kwietnia 2010 roku, o dziesiątej wieczorem. Przed odlotem do Smoleńska nocował w hotelu Belweder w Warszawie. W przeddzień wyjazdu z USA przekazał jej wiele sekretów rodzinnych, różne klucze – od domu, samochodów, a nawet od sklepu z antykami, który prowadził nieco potajemnie od 1992 roku (uwielbiał dzieła sztuki). Z wszystkimi żegnał się po kilka razy, najczulej z wnukiem Danielem. Obiecał mu, że po powrocie pójdzie z nim popatrzeć, jak gra w golfa…

Po tej długiej ostatniej rozmowie telefonicznej przez ocean Anna Seweryn dziwnie nie mogła spać. Podświadomie czegoś się obawiała. Jeszcze w lutym prosiła ojca, aby nie jechał do Katynia z prezydentem Lechem Kaczyńskim – ze względu na stan zdrowia i na bezpieczeństwo. Odpowiedział, że z prezydentem jest najbezpieczniej. Znał go osobiście, spotkał się z nim kilka razy, dwukrotnie został przez niego uhonorowany najwyższymi odznaczeniami RP.

Kiedy nagle zadzwonił telefon komórkowy jej siostry z Polski i usłyszała głos matki, wiedziała wszystko… Szalała z rozpaczy. Wołała, dlaczego jej ojciec musiał zginąć w tym samym miejscu co jej dziadek. Dlaczego katyński las jest taki przeklęty? – Od pierwszej chwili nie wierzę, że to był wypadek. To katyńska śmierć… – płacze. Jej mąż, Krzysztof, uspokajał ją: – Ojciec osiągnął swój cel i po 70 latach połączył się z ojcem.

Przez chmurę wulkaniczną Anna ledwo zdążyła na pogrzeb. Jedyny obywatel amerykański na pokładzie rozbitego tupolewa został pochowany w Żabnie, w rodzinnym grobie, obok matki, dziadków i pradziadków oraz urny z ziemią katyńską. Miał królewski pogrzeb. – Ale zakazano nam odkrycia trumny, a ja tak pragnęłam go zobaczyć po raz ostatni! – żali się.
Po ojcu ocalało sporo rzeczy: torba podręczna, kurtka, karta pokładowa, okulary (nawet nie wypadły szkła), pieniądze, lekarstwa na serce, spinki i inne. Każdy element w osobnym woreczku. Część ubłocona. Zaginął jeden order, telefon komórkowy, aparat fotograficzny.

Anna była już na mogile ojca w Żabnie 1 listopada. Spotkała się też w listopadzie z prokuratorem w Warszawie i swoim adwokatem Bartoszem Kownackim. Przeczytała tysiące stron akt. Ocenia: – Same bzdury. To parodia śledztwa. Zresztą na co można liczyć, jeśli wszystkie materiały dowodowe, oryginały czarnych skrzynek czy wrak są w Rosji? – pyta retorycznie. Ubolewa, że członków rodzin ofiar Smoleńska władze w Polsce traktują instrumentalnie, manipulują nimi, wręcz wyśmiewają. Zachowania te docierają i za ocean. Polonia jest podzielona, nie może doprosić się o pomoc Ameryki w ustaleniu rzeczywistych przyczyn katastrofy. Anna Wójtowicz, choć reprezentuje w USA tylko jedną rodzinę poszkodowaną, zapowiada jednak, że nie ustanie w wysiłkach o umiędzynarodowienie śledztwa.

– Nie spocznę w dochodzeniu do prawdy o tragedii smoleńskiej, podobnie jak mój tata przez całe życie walczył o prawdę o zbrodni katyńskiej. To moja misja i obowiązek, wobec ojca, dziadka i Polski. Historia katyńska w naszej rodzinie Sewerynów zatoczyła koło.

NASZ DZIENNIK
Sobota-Niedziela, 29-30 stycznia 2011, Nr 23 (3954)
www.naszdziennik.pl