Jak Polacy Brazylijczykom pokazali cztery koła

Jak Polacy Brazylijczykom pokazali cztery koła

Wywiad z Teresą Kaczorowską, który ukazał się na: wp.pl, 15.02.2010 (godz. 11:00)

To dzięki polskim chłopom Brazylia odkryła wóz czterokołowy. Do dziś mówi się o nim „carro polaco” – polski wóz. Przed wojną w Brazylii istniało prawie 300 organizacji polonijnych, a potem dzieci polskie, gdy odezwały się w języku ojczystym, musiały klęczeć na kamieniach. Ale potomkowie Polaków kochają tę czerwoną, gorącą ziemię – mówi Wirtualnej Polsce Teresa Kaczorowska, która opisała historie Polaków w książce „W cieniu araukarii”.

Adam Przegaliński: Jak to się stało, że zainteresowała się Pani emigracją polską w Brazylii? Tak mało o niej słyszymy, a jest przecież pod względem liczebności drugim największym skupiskiem Polaków na świecie.

Teresa Kaczorowska: W 1989 r., po trwającym 15 lat remoncie, polski rząd przekazał dawny Zamek Biskupów Płockich w Pułtusku na Dom Polonii. Zostałam jego pierwszą rzeczniczką prasową. Byłam autorką pierwszych tekstów do folderów o tym obiekcie dla naszych rodaków, położonym pięknie nad Narwią, nieopodal Puszczy Białej. Pracowałam tam dwa lata, do dziś należę do tamtejszego oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Tak zaczęła się moja przygoda z polskimi emigrantami, którzy przyjeżdżali do Pułtuska z całego świata.

W 1994 r. przyjechała do pułtuskiego Zamku po raz pierwszy 40-osobowa grupa Polaków z Brazylii – na kurs kuchni polskiej. Byli w niej Sofia i Oswaldo Kopytowscy z Kurytyby – miasta, w którym ludzi z polskim pochodzeniem jest niewiele mniej niż w Chicago. Dziadek Oswalda Kopytowskiego przyjechał z Polski do Brazylii 100 lat temu. Zostawił w Polsce brata, którego oni pragnęli odszukać. Niesamowite, jak szybko go znaleźli: jedna z pracownic Domu Polonii wzięła książkę telefoniczną miasta Pułtuska, znalazła Janusza Kopytowskiego, który okazał się ich kuzynem.

Napisałam w lokalnej prasie reportaż o tym niezwykłym, szalenie wzruszającym spotkaniu. Tekst spodobał się, rodziny zaczęły się odwiedzać. Sięgnęły też po moją wcześniejszą książkę o Polonii brytyjskiej i narodził się pomysł, aby napisać podobną o Polonii brazylijskiej. W 1998 r. Kopytowscy zaprosili mnie do Brazylii, zamieszkałam u nich w Kurytybie, wybierając się z ich domu do innych skupisk polonijnych. Muszę powiedzieć, że zaskoczył mnie patriotyzm i głód polskości u naszych rodaków i ich potomków. Ocenia się, że polskie korzenie ma 1,5 mln Brazylijczyków.

„Kraina mlekiem i miodem płynąca”

Gdzie dokładnie odwiedzała Pani Polaków oraz ich potomków?

– Nasi rodacy mieszkają głównie w trzech południowych stanach Brazylii – Paranie, Santa Catarinie i Rio Grande do Sul. Ich korzenie sięgają XIX wieku. Za początek osadnictwa polskiego w Brazylii przyjmuje się rok 1871, kiedy z ziem polskich do stanu Parana przybyły pierwsze 32 rodziny, razem 164 osoby. Zamieszkali pod Kurytybą. W ślad za nimi podążyli następni – do 1890 r. było już ok. 10 tys. Polaków. Pracowali bardzo ciężko, wyrywali ziemię podzwrotnikowej araukariowej puszczy, zamieniając ją w pola uprawne. Mimo wielu trudności, nieznajomości języka, klimatu, obyczajów, dali się poznać jako ludzie pracowici i godni zaufania.

Władze Brazylii nasiliły więc politykę zasiedlania południowych stanów tego niecywilizowanego wtedy kraju. Chłopom obiecywano raj na ziemi – „krainę mlekiem i miodem płynącą, gdzie chleb rośnie na drzewach, a brylanty poniewierają się po ziemi”. Takich haseł używały także towarzystwa okrętowe, szczególnie niemieckie, które werbowały emigrantów do pracy. Tak rozpoczął się owczy pęd ze wszystkich zaborów ziem polskich, tzw. trzy gorączki brazylijskie. W pierwszej gorączce brazylijskiej, w latach 1890-91 – wyjechało 65 tys. ludzi, w latach 1895-96 – 25 tys., a w 1911-12 – wyemigrowało 10 tys. Polaków.

Większość emigrantów obiecywanym rajem bardzo się rozczarowała. Podróż okrętami była długa i trudna, już na pokładzie dzieci często chorowały i umierały. Jechały całe wiejskie rodziny, ze swoim dobytkiem, ludzie zabierali ze sobą nawet ziarno i obrazy Matki Boskiej. Często po dotarciu na miejsce Polacy długo musieli czekali w brazylijskich portach, zanim przydzielono im upragnione 25-hektarowe działki ziemi. Byli to głównie chłopi małorolni i bezrolni, wyrobnicy, służba, ubodzy fornale, w olbrzymiej części analfabeci. Inni emigranci, np. z Niemiec czy Włoch, dostawali w Brazylii ziemię w lepszych miejscach, bliżej miast, nad oceanem. Natomiast Polacy – w głębi kraju, tzw. interiorze, gdzie panowały najtrudniejsze warunki, nie było wtedy dróg, mostów, ani osad ludzkich, a dziewicza puszcza.

Nasi osadnicy mieli do dyspozycji tylko siekiery, ręczne piły i motyki. Nie było rządu polskiego, ani dyplomacji, emigrantami polskimi nie miał się więc kto zająć. Musieli w pocie czoła karczować pierwotne „bory”, piłować ręcznie ogromne araukarie („piniory”), często chorując, walcząc z Indianami, przymierając z głodu. Do dziś można zobaczyć całe cmentarze polskich rodzin, które umierały w ciągu kilku dni z powodu chorób tropikalnych, nędzy, tęsknoty. Często są to mogiły anonimowe, nagie drewniane krzyże na wzgórzach porośnięte mchem.

Mieszkali najpierw w szałasach, gromadzili się w puszczy niedaleko siebie, modlili się nocami do Matki Boskiej przy przywiezionych obrazach. Powoli powstawały wsie, osady, miasta. Ale wielu wróciło z powrotem. Opisała ich Maria Konopnicka w „Panie Balcerze w Brazylii” – która nie była w tym kraju, ale podróżując na początku XX wieku po Europie widziała obdartych, głodnych nędzarzy polskich wracających z Brazylii.

W Brazylii mieszkają też Polacy z późniejszych fal emigracji: międzywojennej i politycznej powojennej. Spotykałam ich głównie w miastach, m.in. w Kurytybie, Porto Alegre, Rio de Janerio, Sao Paulo.
„Carro polaco” i walka z mniejszościami

Słyszałem od pani Eweliny Navarrete Łąckiej z Foz de Iguaçu – nieopodał słynnych wodospadów – o tym, w jak trudnych warunkach przyszło żyć jej rodzicom w dżungli. Wspominała z dzieciństwa zabawy z Indianami i strach podczas spotkania z przemytnikami z Paragwaju, gdy jako 10-latka robiła obchód wokół folwarku z bronią w ręku (ojciec był wtedy chory). Ale do Polski się nie wybiera, w przeciwieństwie do swojej siostry. Trudne początki to chyba wspólny mianownik Polaków w Brazylii, pierwszych osadników.

– To prawda, Polacy w tym kraju ciężko pracowali, wielu przeszło gehennę. Brazylijczycy chcieli traktować Polaków jak niewolników, bo w Brazylii dopiero w 1888 r. zniesiono niewolnictwo, i mniemano, że emigranci ich zastąpią. Do dziś najwięcej Brazylijczyków polskiego pochodzenia zajmuje się rolnictwem. Ocenia się, że wykarczowali oni 200 tys. ha, do dziś w ich rękach jest ok.1 mln hektarów.

Warto dodać, że można jeszcze tam spotkać wóz czterokołowy tzw. „carro polaco”, który wprowadzili do użytku w Brazylii właśnie nasi rodacy. Ci ludzie bardzo tęsknili za Polską, pielęgnowali jej kulturę i polskie tradycje, do dziś wiele jest takich miejsc. Odwiedziłam wioski, gdzie większość stanowią Polacy – np. Aurea w Rio Grande do Sul. Do czasów przedwojennych było w Brazylii 269 organizacji polonijnych, ponad 300 szkół polskich i 400 pism!

Największą krzywdę dla kwitnącego życia kulturalnego Polaków uczyniła tzw. nacjonalizacja prezydenta Getulio Vargasa, która zaczęła się w 1938 r. Zaczęto prześladować wszystkie mniejszości narodowe, zakazano prowadzenia szkół obcojęzycznych, wydawnictw, organizacji. Dla Polonii w Brazylii był to ogromny cios. Polskość już później nigdy nie odrodziła się na taką skalę jak na początku XX w.

Zwłaszcza, że po II wojnie światowej, choć z przerwami, ale aż do 1985 r. rządziły w Brazylii dyktatury wojskowe, które zerwały kontakty ze wszystkimi krajami komunistycznymi, w tym z Polską. Jeszcze 40 lat temu zakazywano używania języka polskiego, nauczycielki kazały dzieciom klękać na kamieniach za mówienie po polsku. Polacy przestali już wierzyć, że Polska kiedyś będzie wolna, zapominali języka. Potomkowie polskich emigrantów powoli stawali się Brazylijczykami.

Jan Paweł II, duma i kłótnie Polaków

Kiedy nastąpił przełom i Polacy bardziej uwierzyli w siebie?

– Nasi rodacy w Brazylii wstydzili się swego pochodzenia do czasu kiedy Polak Karol Wojtyła został papieżem. Kiedy w 1980 r. Jan Paweł II przyjechał do Brazylii, Polonia mogła po raz pierwszy od wielu lat przemówić głośno odchodzącym w zapomnienie językiem polskim, wyciągnąć z szaf polskie stroje ludowe i być dumną ze swego pochodzenia. Mogła pochwalić się słynnym rodakiem.

W Kurytybie upamiętniono mszę odprawioną przez polskiego papieża – powstał tam przepiękny park, skansen polski złożony z autentycznych domów pierwszych polskich osadników. Można zobaczyć stare wozy, kupić pamiątki polskie, zjeść polskie potrawy. Teren liczy kilkadziesiąt hektarów. Brazylijczycy, którzy są bardzo religijni, zaczęli wreszcie inaczej postrzegać Polaków, zwłaszcza, że niedługo potem narodziła się w kraju „Solidarność”, w mediach mówiono o Polsce, Wałęsie.

A obecnie Polonia jak bardzo jest silna? Nie znam dobrze jej problemów, ale po kilku latach pobytu w Ameryce Płd. postawiłbym tezę, że łatwiej nam jest obchodzić wspólnie święta, spotkać się na mszy w Boże Narodzenie niż budować trwałe, silne więzi, realne wpływy wśród elit, działać razem. Jesteśmy narodem indywidualistów.

– W Brazylii są dwie główne organizacje polonijne: Polbras i Braspol, które jednak nie połączyły sił – jedni drugim zarzucają, że nie dbają o interesy narodowe. Polskość zanika, zwłaszcza, że kraj jest ogromny – mniejszości ukraińskie, niemieckie, żydowskie zdają się być bardziej prężne. Jednak rozmywanie się różnic narodowych to również kwestia globalizacji, braku odpowiedniego wsparcia polskich władz (tak przynajmniej uważają niektórzy przedstawiciele Polonii), kontaktu z krajem. Np. Polonia brytyjska jest mobilna, ludzie z Wysp mają do kraju bliżej, przyjeżdżają do Polski, potem znów wyjeżdżają, natomiast rzadko kto się osiedla dziś w Brazylii.

Ale obraz Polonii brazylijskiej nie wygląda tak źle. Polskość jest w licznych miejscowościach podtrzymywana, a nawet się odradza. Pracuje tam ok. 400 polskich księży i zakonnic, które często uczą języka, zakładają rozgłośnie radiowe, prowadzą pisma parafialne. Wielu poszukuje korzeni swoich przodów znad Wisły, powstają domy polskie, muzea, pomniki, zespoły folklorystyczne, szkółki j. polskiego.

Braspol stawia sobie za zadanie odrodzenie poczucia polskości u potomków Polaków w interiorze. Odbywają się cieszące się dużą popularnością festiwale folklorystyczne, do Brazylii są z Polski zapraszani muzycy, etnografowie, którzy uczą młodych poloneza, kujawiaka, czy mazura. W zeszłym roku władze polskie zorganizowały Przegląd Polskich Filmów w dziesięciu miastach Brazylii, czasami bywają polscy artyści (w zeszłym roku Leszek Możdżer i Mateusz Wilczyński wystąpili razem w Brasilii – przyp. aut.).

Gdy tylko przyjechałam do Brazylii, Kopytowscy zabrali mnie z lotniska w Kurytybie do Itaiopolis w stanie Santa Catarina, na tzw. Polską Festę (Święto Polski). Mogłam tam poczuć, czym jest polskość w Brazylii, zobaczyć koszulki z czerwonym orłem, posłuchać polonijnych zespołów, być na mszy polskiej, zjeść pierogi i bigos, które weszły do menu brazylijskiego (w Rio de Janeiro przy plaży Copacabana również jest polska restauracja – przyp. aut.).

Pamiętam w Itaiopolis nowy ratusz w stylu zakopiańskim, dawne domy pionierów budujących tę osadę, kościół na wzgórzu w Paraguacu z polskim orłem na wieży. Pamiętam łaknących polskości ludzi – potomków pierwszych osadników, dla których Europejczyk jest zjawiskiem. I łamany język polski, przeważnie archaiczny, inny w zależności od regionu, z jakiego przybyli Polacy.

Z kolei w Murici pod Kurytybą widziałam 300 młodych ludzi z zespołu ludowego, głównie polskiego pochodzenia. W domu parafialnym zrobili ogromną taśmę, na której lepiono tysiące pierogów na zbliżający się festiwal folklorystyczny i obchody 100-lecia parafii. Odwiedziłam też m.in. dwie polskie osady – Wandę (w Argentynie) i Jagodę (w Brazylii), nieopodal rzeki Iguaçu i wodospadów. Jagoda dziś nazywa się Quedas do Iguaçu. Tam mieszkają Apolonia i Eugeniusz Jaremczukowie, którzy opowiadali mi, że nazwy Jagoda i Wanda wzięły się od imion córek Józefa Piłsudskiego. Wanda pozostała do dziś, bo w Argentynie nie było nacjonalizmu Vargasa, a Jagoda – tylko w sercach Polaków.

Także w Warszawie działa Towarzystwo Polsko-Brazylijskie, które sprzyja rozwojowi stosunków polsko-brazylijskich. Polaków w Brazylii wspomaga również „Wspólnota Polska”, w Sejmie powstała niedawno Polsko-Brazylijska Grupa Parlamentarrna. Na pewno należy rodakom pomóc w podtrzymaniu polskości w Brazylii. Brakuje wydawnictw polskich przetłumaczonych na język portugalski. Mnie się też nie udało się namówić nasz MSZ na pomoc w wydaniu mojej książki „W cieniu araukarii”, choć liczył na to Uniwersytet we Florianopolis, gdzie książka została już przełożona na j.portugalski. Powinna ona „trafić pod strzechy”, bo mówi o dużym wkładzie Polaków w rozwój Brazylii. (W księgarniach brazylijskich nie ma właściwie polskich autorów – przyp. aut.).

„Erva mate i doskonałe churrasco”

Czy są znani Brazylijczycy polskiego pochodzenia?

– Polacy nie tylko przyczynili się do rozwoju rolnictwa w Brazylii, ale w ogóle wnieśli duży wkład w modernizację, rozwój materialny i intelektualny nowej ojczyzny. Za ojca współczesnego teatru w Brazylii uznawany jest Zbigniew Ziembiński, a brazylijskiej soi, której Brazylia jest głównym producentem na świecie – prof. Czesław Marian Bieżanko. Paulo Leminski, który miał ojca Polaka i matkę Brazylijkę, był znanym poetą. Sławny jest polski rzeźbiarz, Jan Zaco Parana, twórca wielu pomników, w tym Polskiego Siewcy w Kurytybie.

Wśród Brazylijczyków polskiego pochodzenia jest wielu sławnych naukowców – ich liczebność ocenia się na 400 – także biznesmenów, lekarzy, prawników, duchownych. Warto wiedzieć, że nawet symbol Rio de Janerio – słynną rzeźbę Chrystusa Odkupiciela na górze Corcovado – zaprojektował syn polskiego powstańca, emigranta z Paryża – Paul Landowski. Z kolei August Zamoyski wykuł w brązie pomnik Fryderyka Chopina, który przy Praia Vermelha w Rio de Janeiro stoi zasłuchany w szum fal. (Wikipedia wymienia też innych znanych Brazylijczyków polskiego pochodzenia: supermodelki Alessandrę Ambrosio, Angélikę Ksyvickis, popularną piosenkarkę Xuxę).

Jak się Pani podobała Brazylia? Ja miałem mieszane uczucia: niezwykła przyroda i dużo biedy. Wszędzie kontrasty społeczne i estetyczne – kilka kilometrów pod Brasilią – tym nieudanym eksperymencie urbanistycznym – ludzie mieszkają w barakach. 60% biedoty i niewykształconych to ciemnoskórzy, mówi się o ukrytym rasizmie.

– Mieszkać w Brazylii raczej bym nie chciała, szczególnie w stolicy, o której tylko słyszałam, że jest nie do życia. Pobyt w tym kraju wspominam jednak sympatycznie. Głównie ze względu na serdeczność i przyjaźń ludzi, jakich poznałam, ale także na jego egzotykę. Brazylia jest niezwykła, ma odmienną kulturę, przyrodę, klimat, wyjątkową otwartość serc.

Oczywiście, podobnie jak w innych krajach Ameryki Południowej, jest wiele tam niesprawiedliwości społecznej, kontrastów, nędzy, wysoka przestępczość, panują jeszcze feudalizm i nieudolne rządy. Ale żaden z naszych rodaków, z którymi rozmawiałam nie chciałby tego kraju opuścić. Są tam szanowanymi obywatelami i kochają gorącą czerwoną ziemię. No bo gdzie mogliby jeść tak doskonałe mięso jak brazylijskie churrasco, czy pić zdrową erva mate?

Rozmawiał Adam Przegaliński, Wirtualna Polska

Teresa Kaczorowska – dziennikarka, pisarka, doktor nauk humanistycznych. Pisze poezję i prozę, współpracuje z prasą polską i polonijną, od 1999 r. redaguje też periodyk „Ciechanowskie Zeszyty Literackie”. Jest autorką wielu artykułów prasowych, publikacji naukowych oraz dziewięciu książek związanych z pamięcią historyczną i przeszłością narodową, a także czterech zbiorów poezji. Interesuje się emigracją polską w świecie. Uhonorowana licznymi nagrodami w Polsce i zagranicą, stypendystka Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku (2003/2004) oraz Ministra Kultury RP (2005). Więcej na www.kaczorowska.com.