Karmazyn wykołysany na aksamicie…

Karmazyn wykołysany na aksamicie…

Wysokie pochodzenie, beztroska młodość

Józef Narzymski urodził się 8 lutego 1839 roku w Radzikach Małych, powiat lipnowski, w majątku rodzinnym matki. Był poetą, dramaturgiem (prekursorem tzw. komedii społecznej ), powieściopisarzem, publicystą. Zasłynął również z bezkompromisowej służby dla sprawy narodowej i wierności jej po ostatnie dni swojego krótkiego, 33-letniego życia. Udział Narzymskiego w konspiracji oraz w politycznych manifestacjach (które w dużej mierze współorganizował) jeszcze przed wybuchem powstania styczniowego, zapisały go w historii jako osławionego rewolucjonistę i jednego z najbardziej znanych zwolenników frakcji Czerwonych.

Nie tylko wziął udział w insurekcji, ale działał na najwyższych szczeblach władzy tego największego zrywu narodowego – był członkiem Komitetu Centralnego Czerwonych w 1862 roku i dwukrotnie członkiem Rządu Narodowego w 1863 roku. Ten zajadły „czerwieniec” pochodził z patriotycznego, starego mazowieckiego rodu szlacheckiego herbu Dołęga, z którego wywodziło się wielu senatorów, wojewodów, kasztelanów. Określał siebie jako „spadkobiercę karmazynów wykołysanego na aksamicie” .

Wychowany został starannie – głównie przez dwie babki i kilka pieszczących go ciotek – w jednym z rodzinnych majątków Bogate koło Przasnysza, który już za młodu otrzymał w spadku. Wychowywał się w XVII-wiecznym pałacu, gdzie – jak pisał Karol Estriecher – „Ogromne sale, obicia aksamitne […] portrety antenatów, dam pudrowanych i rycerzy […], cisza grobowa wśród tych postaci rozbudzały myśl i fantazję przyszłego dramaturga” .

Rodzina zaszczepiła mu namiętne umiłowanie Polski, gorący kult ojczyzny oraz nienawiść i pogardę do okupujących ojczyznę Moskali. Przyznawał, że uczył się czytać na starannie ukrywanym w zniewolonym kraju Wallenrodzie oraz Dziadach Mickiewicza, a zamiast bajek deklamował Śpiewy historyczne Niemcewicza. Jak pisze o sobie w powieści Ojczym miał „serce gorące, szlachetne, potrzebujące kochać coś albo kogoś namiętnie, miłość nauki, umysł bystry, łatwo obejmujący wszystko, ale brak wytrwałości, by jakąś jej gałąź poznać dokładnie” .

W latach 1852-1957 Narzymski uczęszczał do gimnazjum w Płocku. Tam jego młodzieńczy zapał patriotyczny rozwijał Tomasz Kolbe – znajomy Słowackiego, też poeta, a także sąsiad zza miedzy (dzierżawca Dąbrówki k. Chorzel, w tym samym powiecie przasnyskim). Zapewne z inspiracji Kolbego, który był poetą oraz jednym z inicjatorów i najważniejszych konspiratorów powstania 1863 roku, płocki gimnazjalista napisał kilka „ulotnych wierszyków”, protestujących przeciw materializmowi większości właścicieli ziemskich. Poróżniło to już wtedy panicza z opinią jego środowiska i okrzyknięto niepraktycznym (przez „powagi powiatowe”).

Lata spędzone w płockim gimnazjum miały bardzo poważne znaczenie dla rozwoju młodego autora rewolucjonisty. „Narzymski […] miał już wówczas te zalety, tę siłę przekonań i śmiałość dążeń, które mu w dwudziestym czwartym roku życia przyniosły godność członka Rządu Narodowego”, pisał Tempka-Nowakowski . Zacny profesor Bosacki musiał się też już wtedy poznać na talencie młodego arystokratycznego autora, gdyż powiedział do ucznia z Bogatego: „Jeżeli ty czego porządnego w życiu nie napiszesz, to zawinisz ciężko…” .

Po gimnazjum w Płocku, Narzymski studiował w College de France w Paryżu – jednocześnie prawo i nauki przyrodnicze. Nad Sekwaną uczęszczał także na wykłady historii i chemii, brał lekcje fechtunku i języków wschodnich, ponadto potrafił po całych nocach zatapiać się w czytaniu poetów wszystkich narodów. A często, rzuciwszy książki, malował z zapałem, do czego również miał talent niepospolity. Był więc człowiekiem zdolnym, wykształconym, lecz bez konkretnego zawodu. Warto nadmienić, że będąc na wielkopańskich studiach we Francji lubił się też bawić całą duszą. Na paryskich salonach okrzyknięto go nawet „eleganckim hulaką”.

Narzymski stracił wcześnie rodziców. Kiedy miał lat siedem zmarła jego matka, a w 1859 roku ojciec. Młodo, bo w dwudziestym roku życia (po śmierci ojca) „karmazyn wykołysany na aksamicie” odziedziczył na własność rodzinny majątek Bogate. Jednak jako młodzieniec, wcześnie osierocony, samotny, zaczął się na wsi nudzić. Po latach paryskich wyjechał więc do Warszawy, związał się z literacką bohemą i – podobnie jak nad Sekwaną – stał się „lampartem salonów”, liderem złotej młodzieży .

W tym hulaszczym okresie życia młody Narzymski potrafił jednak zachować umiar, zamknąć się, samotnie uczyć się i pracować przez miesiące całe. Zastanawiał się w Warszawie nad wyborem zawodu. Hołdował romantyzmowi, i jak pisze bliski mu Estreicher, często bywał w teatrach. Wkrótce sam zaczął pisać sceniczne dramaty. W roku 1861 zadebiutował wierszem i artykułami publicystycznymi (szczególnie o poezji romantycznej, którą wysoko cenił, zwłaszcza twórczość Juliusza Słowackiego) na łamach prasy warszawskiej. W tym samym roku ukazała się jego pierwsza powieść Wielki człowiek powiatowy.

Działalność w konspiracji

Po wspomnianym już wyżej pogrzebie generałowej Sowińskiej, w czerwcu 1860 roku, kiedy odżyły w nim szlachetne instynkty i gorąca miłość ojczyzny, zaczął w Warszawie młody literat aktywnie uczestniczyć w patriotycznym ruchu spiskowym. Walcząc w konspiracji Narzymski zdołał poznać patriotyzm ludu i studentów, tchórzliwy konformizm kupców i bankierów (pod przewodnictwem Kronenberga) oraz warcholstwo obszarnictwa. Związał się z radykalnym z odłamem lewicy konspiracyjnej (frakcją Czerwonych) i obok Ignacego Chmieleńskiego oraz Apollona Korzeniowskiego stał się jednym z najbardziej aktywnych spiskowców radykałów.

Już na początku 1861 roku 22-letni Józef Narzymski wziął udział w rozruchach patriotycznych w Warszawie. Prawdopodobnie 25 lutego 1861 roku uczestniczył w manifestacji w 30. rocznicę bitwy o Olszynkę Grochowską, rozpędzonej przez wojska rosyjskie. Na pewno dwa dni później, 27 lutego 1861 roku, odbył się z jego inspiracji przemarsz do kościoła karmelitów na Lesznie, pod hasłami przeprowadzenia reform społecznych oraz zagwarantowania praw obywatelskich. W manifestacji tej domagano się również uwolnienia aresztowanych w demonstracji z 25 lutego 1861 roku.

Narzymski, idąc wtedy ramię w ramię ze wzburzonymi studentami, rzemieślnikami i biedotą stolicy , śpiewając głośno Z dymem pożarów kwi bratniej, został ranny na Placu Zamkowym, podczas ataku carskiej żandarmerii. Do historii przeszło jego ówczesne dramatyczne wołanie do ziemian z Towarzystwa Rolniczego, kiedy wniesiony we krwi na salę ich obrad w Pałacu Namiestnikowskim, wołał do Białych: „Wy tu, panowie, radzicie o gnoju, gdy na ulicach Moskwa lud polski morduje!” .

Próba prowokacji nie była bezskuteczna. Co prawda „powagi” stołeczne ani powiatowe nie dały się rannemu patriocie wciągnąć w „awanturę” i „obywatele w cylindrach” zaczęli tłumnie wychodzić na Krakowskie Przedmieście, ale niektórzy jednak poszli w kierunku Placu Zamkowego, gdzie wojska carskie strzelały przeciwko tłumowi „buntowników”. Podczas manifestacji, która przerodziła się w procesję religijną, były setki rannych.

Od rosyjskich kul zginęło pięciu uczestników protestu: czeladnik krawiecki Filip Adamkiewicz, uczeń gimnazjum Michał Arcichiewicz, robotnik Karol Brendel oraz dwaj ziemianie z Towarzystwa Rolniczego – Marceli Paweł Karczewski i Zdzisław Rutkowski. Policja oraz wojsko rosyjskie wtargnęło na tereny kościołów, w których chronili się demonstranci. Na znak protestu wkrótce je zamknięto, a na znak solidarności z katolikami rabin Izaak Kramsztyk nakazał zaryglować również warszawskie synagogi.

Masakra na Placu Zamkowym, w której Narzymski odegrał niemałą rolę, była szokiem dla warszawiaków. Wywołała w mieście ogromne poruszenie. Mieszkańcy wyłonili delegację obywatelską, która udała się z poselstwem do namiestnika księcia Michaiła Gorczakowa. W jej skład weszło 14 przedstawicieli wszystkich stanów, m.in. bankierzy Leopold Stanisław Kronenberg i Mathias Rosen, doktor Tytus Chałubiński, a także znani pisarze: Józef Ignacy Kraszewski i Józef Kenig. W złożonej do cara petycji Polacy domagali się poszanowania wolności obywateli Królestwa Polskiego.

W wyniku pertraktacji, w obawie przed eskalacją konfliktu, władze rosyjskie zgodziły się na przyjęcie niektórych żądań Polaków: pozwolono uroczyście pochować zwłoki Pięciu Poległych manifestantów, usunąć z miasta wojsko i policję, zatwierdzić wybraną delegację, która miała mieć pieczę nad porządkiem w mieście, uwolnić z więzienia wszystkich aresztowanych i usunąć ze stanowiska oberpolicmajstra Trepowa, a na jego miejsce mianować margrabiego Pauluzziego. Towarzystwo Rolnicze przyjęło uchwałę o uwłaszczeniu chłopów, której wielkim zwolennikiem był już wcześniej Józef Narzymski (w swoim majątku Bogate uwłaszczył chłopów).

Masakra w Warszawie odbiła się także szerokim echem w świecie. Stała się też jednym z wydarzeń, które przyczyniło się do wybuchu powstania styczniowego w 1863 roku. Pogrzeb Pięciu Poległych w tej demonstracji odbył się 2 marca 1861 roku, na Cmentarzu Powązkowskim i przeistoczył się w wielką manifestację solidarności wszystkich stanów Królestwa. Wydarzenia w Warszawie miały swój dalszy ciąg na prowincji.

W wielu miastach ludność przepędziła skorumpowanych urzędników (na co władze nie zawsze mogły reagować, gdyż większość wojsk carskich ściągnięto do Warszawy), organizowano w terenie demonstracje i nabożeństwa żałobne za pomordowanych, chłopi zaprzestali odrabiania pańszczyzny.

Dla pacyfikacji nastrojów car Aleksander II zmuszony był poczynić nowe ustępstwa. W marcu 1861 roku utworzono Komisję Rządową Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, kierowaną przez magrabię Aleksandra Wielopolskiego, spolonizowano administrację. Ale w nocy z 7 na 8 kwietnia 1861 roku, znienawidzony przez naród Wielopolski, przedłożył do podpisu rosyjskiemu namiestnikowi Królestwa Polskiego, gen. Michaiłowi Gorczakowowi, opracowaną przez siebie „ustawę o zbiegowiskach”, dopuszczającą użycie siły zbrojnej wobec ludności cywilnej.

I już 8 kwietnia, na Placu Zamkowym w Warszawie, Rosjanie „bezkarnie” ostrzelali bezbronny tłum. Zginęło 100 osób a kilkaset zostało rannych – niektórzy badacze uznają za największą bitwę powstania styczniowego. Pod koniec maja 1861 roku zmarł, na apopleksję, gen. Michaił Gorczakow. Jego następcą został Nikołaj Suchozanet, który wprowadził większe represje. Można było zostać aresztowanym nawet za noszenie stroju narodowego lub śpiewanie pieśni patriotycznych.

Ale mimo to fala patriotycznych demonstracji nie ustawała – organizowano je w wielu miejscowościach, nie tylko Królestwa, ale także Litwy, Rusi, Galicji. Były tłumione krwawo -kościół katolicki ogłosił nawet żałobę narodową. Aż 14 października 1861 roku, kolejny rosyjski namiestnik – gen. Karol hr. Lambert, wprowadził w Królestwie Polskim stan wojenny…

Mimo to warszawiacy wzięli udział, 15 października 1861 roku, w obchodach rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki. Skończyło się rozbiciem manifestacji przez armię carską i porywaniem ludzi z kościołów. Wojska rosyjskie, dowodzone przez wojskowego generała gubernatora warszawskiego Aleksandra Daniłowicza Gerstenzweiga, dokonały pacyfikacji ludności cywilnej zebranej w katedrze św. Jana w Warszawie.

Na znak protestu przeciwko aresztowaniu 1878 wiernych w katedrze warszawskiej, do której wtargnęło wojsko, administratorzy diecezji nakazali zamknięcie wszystkich kościołów i kaplic w Warszawie. Dwa dni później, 17 października 1861 roku, Apollo Korzeniowski zawiązał Komitet Miejski, który zajął się przygotowaniem wybuchu powstania.

Narzymski blisko współpracował z „wołyniakiem” Korzeniowskim. W swojej rodzinnej wsi Bogate agitował ziemian do powstania, porządkował zaniedbany przez siebie wcześniej majątek. Podobnie jak radykalne ugrupowanie patriotyczne Czerwoni, opowiadał się za podjęciem otwartej walki z Rosją, domagał się reform agrarnych, demokratyzacji władzy i wolnego państwa w granicach z 1771 roku.

W końcu 1862 roku konspiracja Czerwonych obejmowała 20–25 tys. członków i planowała przeprowadzenie insurekcji wiosną 1863 roku. Spiskiem kierował Komitet Centralny Narodowy , pod przewodnictwem gen. Jarosława Dąbrowskiego . Komitet wydał 18 października 1862 roku dekret o podatku narodowym na zakup broni (do 22 stycznia 1863 roku wpłynęło 75 tysięcy rubli).

Narzymski wszedł w skład Komitetu Centralnego Narodowego już w październiku 1862 roku. Uczestniczył w rozmieszczeniu sił powstańczych, cały czas aktywizował ziemian i chłopstwo do udziału w zrywie, nawoływał do płacenia przez szlachtę podatku narodowego. Uczestniczył też w Warszawie w przygotowywaniu planów operacyjnych powstania.

Na przykład, jak podaję Berg, Komitet Centralny, już pod dowództwem Zygmunta Padlewskiego, przyjął postulat Narzymskiego, aby punkt zborny powstańczej armii na północy Królestwa stanowił powiat ostrołęcki i sąsiednie, „zamieszkałe przez patriotycznych Kurpiów, urodzonych strzelców, którzy pomimo często powtarzanych odbierań broni na pewno mają jeszcze sporo poukrywanej” .

W przeddzień wybuchu powstania Narzymski akceptował podstawowe założenie Czerwonych – oparcie walki zbrojnej na masach chłopskich, szczególnie ludu kurpiowskiego. Narzymski został też prawdopodobnie zaangażowany w zakup oraz przerzut broni z zachodniej Europy (niestety udaremniony przez agentów rosyjskich i francuską policję polityczną). Jesienią 1862 roku, na zlecenie organizacji, udał się bowiem jako emisariusz do Francji i Włoch. Nawiązał tam łączność z ośrodkami rewolucyjnymi, spotkał się m.in. z Garibaldim i Mierosławskim.

W grudniu 1862 roku władze carskie wykryły w Warszawie tajną drukarnię Czerwonych, co spowodowała falę aresztowań. Najbardziej zagrożeni represjami członkowie Komitetu Centralnego, jak podaje Nikołaj Berg, byli „Marczewski, Narzymski, Winnicki i Wernicki”, którzy „gdzieś się skryli” . Miejscem ukrycia Józefa Narzymskiego była prawdopodobnie ziemia rodzinna, gdzie na początku stycznia 1863 roku działał, ale zawarł też szczęśliwy związek małżeński z Aleksandrą Krajewską, córką ziemianina z okolic Mławy.

Kiedy 22 stycznia 1863 roku wybuchło powstanie zbrojne – przedwcześnie, na skutek nagle ogłoszonego przez Wielopolskiego poboru 12 tysięcy młodych patriotów do carskiej armii (branki), którą powstaniec z Bogatego uważał za główny powód nienależytego przygotowania zrywu – Narzymski wziął w nim na początku aktywny udział. Był prawdopodobnie dowódcą jednego z oddziałów w swoich stronach na Płn. Mazowszu.

Niektórzy podają, że, pisarz brał udział w nieudanej wyprawie na garnizon rosyjski w Przasnyszu, którą kierował Tomasz Kolbe . Odezwały się jednak suchoty – choroba, która dziewięć lat później stała się przyczyną jego przedwczesnej śmierci. Po krwotoku kurował się kilka tygodni i miał już wrócić w powstańcze szeregi, ale 19 marca 1863 roku został przez Rosjan aresztowany.

Nie wiadomo jakim sposobem powstaniec z Bogatego wydostał się z więzienia, ale już wiosną 1863 przybył ponownie do Warszawy i działał w najwyższych władzach „tajemnego państwa polskiego”. Jego dom przy ulicy Długiej stał się punktem zbornym konspiracji Czerwonych. Opozycjoniści, którzy zbierali się w mieszkaniu panicza z Bogatego, byli autorami słynnego zamachu majowego.

Ten zamach stanu nastąpił dokładnie w Zielone Świątki 1863 roku; a obok Chmieleńskiego i Asnyka do bezpośrednich jego wykonawców należał właśnie Józef Narzymski. Obalili oni przejściowo „biały” Rząd Narodowy Agatona Gillera, hamujący ruch powstańczy po śmierci dyktatora Langiewicza .

Potem pisarz współpracował z koalicyjnym rządem Karola Majewskiego, który od 14 czerwca do 17 września 1863 roku kierował pracami Rządu Narodowego. Narzymski był w tym rządzie referentem spraw wewnętrznych, a później referentem prasowym. Po dymisji Majewskiego Narzymski wszedł do Rządu Narodowego tzw. wrześniowego lub czerwonego (od 17 września do 17 października 1863), kierowanego ponownie przez Franciszka Dobrowolskiego. Narzymski pełnił w nim funkcję dyrektora Wydziału Spraw Zagranicznych.

Jednocześnie „karmazyn” z Bogatego cały czas się leczył, bo ciężka gruźlica nie ustępowała Nie wiadomo dokładnie kiedy, gdyż informacje są różne – w grudniu 1863 roku, czy po aresztowaniu dyktatora Romualda Traugutta w kwietniu 1864 roku – pisarz wyjechał na pięcioletnią emigrację, kończąc swój heroiczny powstańczy okres, który nazywał „niezawodnie najszczęśliwszym”.
Czas ten – jak wyznaje w utworach – był zarazem dla niego tragiczny.

O sprawę narodową przychodziło mu bowiem toczyć bój ze współrodakami, z tzw. białej opozycji obszarniczo-burżuazyjnej, a więc ze „swoimi”. Był jednak patriotą radykalnym, nie wahającym się walczyć w sprawie narodowej z bronią w ręku z zaborcą, ale również z Białymi. Czerwoni, demokracja polska okresu powstania styczniowego, była patriotyczną, gotową iść na noże z każdym kto występował przeciwko szybkiemu odzyskaniu wolnego państwa.

W ostatecznym rachunku działalność Czerwonych utorowała drogę społecznej emancypacji wsi, pomogła wygrać walkę o tożsamość narodową i moralną oraz popchnęła rozwój historyczny Polski, aż do odzyskania niepodległości kraju w 1918 roku. Dopiero w odrodzonej II Rzeczypospolitej Józef Narzymski mógłby się więc dopiero poczuć zwycięzcą, podobnie jak inni, honorowani przez marszałka Piłsudskiego i naród, powstańcy styczniowi z 1863 roku.

Twórczość przedpowstaniowa

Obok pracy operacyjnej i walki w konspiracji Józef Narzymski funkcjonował również jako zdolny literat. Był nagradzany w licznych konkursach, jego utwory drukowano w prasie, wydawano w formie książkowej, wystawiano na scenach. Jako poeta liryczny debiutował w 1861 roku, na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” i „Pszczoły”.

Są to dość nieporadne liryki, raczej wprawki, ale świadczące o dużym oczytaniu twórczości romantyków, a także o gwałtownej aktywizacji jego dążeń patriotycznych. Pierwsze wiersze Narzymskiego stanowią szczególnie hołd dla poezji Słowackiego, który był dla demokratów polskich pisarzem sztandarowym. Oto debiutancki młodzieńczy utwór Narzymskiego Do śpiewaka „Lilii Wenedy” na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” :

O gdzie ty, gdzie ty, mój mistrzu natchniony?
I gdzie twój bardon z płomiennemi struny,
Ciepłą krwią zlany i łzami skropiony,
A rzucający boleści pioruny?…
O! tyś pieśniarzem rozpaczy, nadziei,
Spokojnych w śpiewie twym nie było tonów,
Rwał się i jęczał, ale wśród zawiei
Wierzył i wieszczył przyjście chwili jasnej
I był jak wstęga ze krwi twojej własnej,
I krwi milionów…
Jako miliony byłeś dumny, hardy,
I nie upadłeś nawet nad mogiłą,
I nie objęła cię zwątpienia trwoga,
Nie zgiąłeś czoła przed szatana siłą,
Aleś go strzaskał potęgą twej wzgardy,
A nie żebrałeś nic… nawet u Boga!…
O! cześć ci mistrzu! cześć tobie i chwała!
Na twym bardonie dzisiaj ludzkość cała
Cierpieniem śpiewa pieśni odrodzenia…
A więc cześć tobie, Homerze cierpienia!

I fragment wiersza Cóżem ja winien? na łamach „Pszczoły” – w utworze tym młody poeta wyznaje swoją namiętność, jaką jest miłości do ojczyzny:

O! wszak to nie grzech – że nad wszystko w świecie
Kocham tę moją świętą – wpółumarłą;
Stoję przy trumnie, jak przy matce dziecię,
I wspieram wieko – by się nie zawarło…

Wczesne utwory poetyckie Narzymskiego atakują również ideę powolnych działań, przeciwstawiając jej własne credo (Iuvenilia). W odczuciach entuzjazmu patriotycznego i działania Narzymski nie był w tym czasie odosobniony. Literatura krajowa podnosiła się z marazmu niepowodzeń 1848 roku, sprawa walki narodowowyzwoleńczej o suwerenność i reformy wracała – przykładem mogą być wojujące utwory Apollona Korzeniowskiego, Władysława Syrokomli, Kornela Ujejskiego i wielu innych ówczesnych autorów.

Z kolei debiutem scenopisarskim Narzymskiego był Wielki człowiek powiatowy. Autor ze wsi Bogate napisał ten utwór na warszawski konkurs dramatyczny, otrzymując w nim, 12 marca 1861 roku, zaszczytne wyróżnienie. Autor dramatu – według słów jurorów – „z arystofaniczną jaskrawością i z niemałym dowcipem szkicuje niektóre przywary przeszkadzające do pomyślnej działalności instytucji obywatelskich” . Tekst sztuki ocalał, niestety, tylko w niewielkiej części. Wydrukował go E. Siwiński w „Gazecie Warszawskiej”, jednakże fragment ten pomnożony jego streszczeniem i komentarzem, pozwala na rekonstrukcję głównych idei dramatu .

Wielki człowiek powiatowy jest wyznaniem wiary spiskowca, ale wtajemniczonego już w arkany polityki krajowej, ustosunkowującego się także do jej zagadnień. Narzymski zaatakował klasy posiadające za obojętność wobec sprawy narodowej. Krytykował szlachecki konserwatyzm i groszoróbstwo liberałów, dbających wyłącznie o własny „gospodarski” interes. Dramat zaskakuje wyzywającą niemal aktualnością, przykuwa realiami politycznego języka warszawskiej ulicy.

Pisarz wypowiada szereg aluzji ośmieszających politykę Białych, przeciwnym nadciągającemu powstaniu. Narzymski wytknął Białym kunktatorstwo, materializm oraz złą wolę polityczną w walce o odzyskanie suwerenności kraju. Oto przykład drwiny z liberalnego programu reformy społecznej Białych – jest nim przemówienie komicznej figury, prezesa Pomysłowskiego:

Współobywatele, odpowiedzmy godnie zaufaniu temu, stańmy na wysokości, na której nas przeznaczenie stawia… Pokażmy, czym jesteśmy! Nie hańbmy naszych imion, nie zagrzebujmy biednego kraju naszego pod gruzami naszej ignorancji i niedołęstwa. Wytężmy wszystkie siły, żeby wyrównać cywilizacji Zachodu, żeby kiedyś na jej czele stanąć!… A dojdziemy do wielkiego celu tego nie inaczej, tylko podniósłszy byt materialny!

Jest to drwina farsowa Narzymskiego. W konkluzji pan prezes Pomysłowski (a takich było wówczas tysiące) zaproponuje bowiem hodowlę chińskich kur, żuławskiej rasy bydła i angielskiej rogacizny. Drwina zarazem bolesna, gdyż Biali wygłaszali tego typu oracje, kiedy Czerwoni wzywali do czynu o odzyskanie wolnego kraju.

W kolejnym dramacie Niekomiczna komedya Narzymski konsekwentniej jeszcze, w przededniu powstania, zaatakował kastę społeczeństwa, która stawiała materialny rozwój kraju za alfę i omegę zbawienia. Skrytykował szczególnie ziemian i obszarników, którzy od polskich książąt przejmowali podstępem ich majątki (w sztuce tej – baron Mikołaj). Narzymski zarzuca im chciwość, zachłanność, pustkę, brak zasad, wygodnictwo, niegodziwość.

Nie oszczędza też szlachty (książę Janusz) – wytykając jej lekkomyślność, łatwowierność i głupotę, niezdecydowanie i tchórzostwo, zbędny romantyzm, dumę i męczeństwo. Bohaterami pozytywnymi w tej młodzieńczej sztuce Narzymskiego są: stary, przestrzegający zasad i wartości – sługa Jan oraz młodzi wykształceni z ludu – Zdzisław (malarz) i Gustaw (lekarz). A sztuka, jak na komedię społeczną przystało, kończy się pozytywnie i wygrywa miłość…

Ze względu na cenzurę pisarz rozprawił się w sztuce z programem Białych za pomocą licznych przenośni i aluzji. Uzasadniał ideę społecznego i politycznego awansu chłopstwa, wierząc, że lud jest jedyną siłą zdolną zagwarantować odrodzenie ojczyzny.

Oto jedna z programowych tyrad syna ludu „bez nazwiska”, młodego artysty malarza Zdzisława – zapaleńca obozu demokratów, skonfliktowanego z chciwym baronem Mikołajem. Podły baron zagrabił dobra szlachetnego, ale biernego księcia Janusza, zabił mu żonę, odebrał dumę, doprowadził do ruiny, okrył hańbą jego ród, a nawet porwał mu córkę:

KSIĄŻĘ
No, proszęż! Cóż to znowu ubliża godności
Odbierać to co swoje?
ZDZISŁAW
On ci jak z litości
Rzuca łachmany łaski – a ty je przyjmujesz,
Chylisz czoło – i rękę zbrodniarza całujesz,
(chwila milczenia)
O Książę! Tyś jak ojciec przyjął go z początku,
Kochał go i wierzył mu – on z ojców majątku
Wypędził Cię – i gdyś Ty, słuszną zgrozą zdjęty,
Dopomniał się swego – on – podły zawzięty,
Mówiąc – żeś zbyt zuchwały – żeś nudził – żeś zrzędził
Ostatnią wioskę zabrał i precz Cię wypędził
Z ostatniego schronienia. Cóż zrobił z Twą żoną,
Chorą – umierającą?! Z łóżkiem wyniesiono
Na mróz!… Umarła przebaczając – lecz czyż Tobie
Wolno przebaczyć także! Wolnoż na jej grobie?
Podać rękę mordercy?
[…]
Czyż ojców Twych cienie
Nie grożą Ci pogardą?… Serca Twego drżenie
Nie ostrzega Cię?… Książę! jam dziecięciem ludu,
Zrodzony pośród cierpień, łez krwawych i trudu,
Wśród pól się wychowałem – w siermiędze i boso,
Wśród biednych co pracują nie piórem, lecz kosą.
O! ja nie mam tradycyi – ani szereg długi
Antenatów poza mną – ani koron – Pługi,
Sierpy- kosy – i praca – oto herby moje,
I całej mej fortuny – tych rąk oto dwoje,
I to serce – i głowa – a jednak, na Boga,
Mnie – mnie – chłopu! ta niby dyplomacji droga
Nikczemną się wydaje! […]

W tym drobnym fragmencie widać nieudolność młodego autora, ale jednak retoryka Narzymskiego nie jest ostatniej próby. Dramatopisarz używa też nowatorstwa wersyfikacyjnego wielkich romantyków. Ponadto z tych pierwocin scenicznych pisarza widać interesujące połączenie jego dążeń ideowych z literackimi. Dzięki takim jak Narzymski twórcom żywiołowa tendencja do upolitycznienia, do wykorzystania literatury w celach politycznych, narodowowyzwoleńczych przeniosła się na sceny.

Niekomiczna komedya w trzech aktach została wystawiona w teatrze w Poznaniu (1871), ale alegoryczny jej sens nie został przez wszystkich zrozumiany. I „dopiero sprawozdawca teatralny „Tygodnika Wielkopolskiego” musiał zabrać głos, aby wyjaśnić sprzeczności kryjące się w tym ostatnim spośród młodzieńczych dzieł Narzymskiego” – pisze Zbigniew Żabicki .

Warto podkreślić, że czynnikiem kształtującym wieloznaczne środki wypowiedzi artystycznej, takie jak symbol czy alegoria, był po prostu nacisk cenzury w zniewolonym kraju, zwłaszcza carskiej. Wytworzyła się wówczas konwencja alegoryczna, dzięki której treści patriotyczne i narodowowyzwoleńcze przemycano pod innymi postaciami. Można to zauważyć nie tylko w ówczesnej literaturze, ale także w powstańczym malarstwie Grottgera, które Narzymski bardzo cenił. Pisał w 1971 roku w „Dzienniku Poznańskim”: „Grottger jest tym z niewielu artystów, którzy jak Mickiewicz czy Krasiński w poezji, jak Chopin w muzyce, stał się kochankiem narodu, jego chwałą i ulubieńcem” .

Po klęsce powstania

Klęska powstania oraz porażka jaką w 1863 roku poniosła lewica Czerwonych były w życiu Narzymskiego wydarzeniem najbardziej tragicznym. Królewiak z pochodzenia, środowiska i tradycji rodzinnych, wychowanek rewolucyjnej Warszawy, aktywny powstaniec i członek Rządu Narodowego – nigdy już nie wrócił w granice swojej Kongresówki. Nigdy też nie ujrzał swojej wsi Bogate, ani Warszawy, miasta swojej burzliwej młodości.

Przez pięć lat po upadku powstania dane mu było poczuć zwykłą emigrancką dolę, tułając się po Paryżu, Dreźnie i zaborze pruskim. Ruina wszelkich dążeń młodości, załamanie się na długo szans walki o wolny kraj, rozproszenie jego środowiska ideowego po całej Europie i Syberii – w takiej sytuacji znalazł się Narzymski, gdy w Paryżu i Dreźnie łowił niecierpliwie wieści z ojczyzny.

Po długim milczeniu opublikował w „Wytrwałości” (1865, nr 76) artykuł o Tomaszu Kolbem. ???? (BN)
Trzy lata później w Dreźnie, anonimowo, wydał broszurę Jak Austria ocalić się może . Świadczy ona o głębokim zagubieniu ideowym autora. Narzymski, który parę lat wcześniej wykpiwał bezlitośnie bezsens „intryg wielkomocarstwowych” – sam uległ podobnym złudzeniom.

Całkiem serio wypowiedział się w tym tekście za ideą utworzenia „federacji zachodniosłowiańskiej” w granicach Austro-Węgier, ale także za świętą wojną z Rosją. Publikacja ta jest jednak w twórczości Narzymskiego zjawiskiem epizodycznym, świadczącym o okresowym zabłąkaniu ideowym, jakie pisarz przeżył po traumie upadku powstania 1863. Nie należy zajmować się nią szerzej, gdyż autor wkrótce otrząsnął się z tych mrzonek i wrócił do swoich ideałów.

Nie umiejąc żyć poza ojczyzną, przygnany tęsknotą, powrócił Narzymski w 1868 roku do okupowanej ojczyzny. Zamieszkał w Krakowie i stał się zgryźliwym świadkiem „wielkiej” polityki, szukając – podobnie jak inni pisarze demokraci – środowisk otwartych do niesienia kultu dla powstańczej ofiary narodu.

W przeciwieństwie do pozytywistów Narzymski był przywiązany do tradycji romantycznej, wierny walce narodowo-wyzwoleńczej. W pojęciu tym mieści się również ocena powstania 1863. Dla pozytywistów było ono wyłącznie tragiczną klęską, ostrzeżeniem na przyszłość; dla Narzymskiego zaś – powstanie było konieczne i mimo porażki ochroniło narodowość i pchnęło na nowe tory rozwój życia społecznego.

W popowstaniowej twórczości, poza wiernością romantykom i powstaniu, Narzymski konsekwentnie protestował również przeciw lojalizmowi, materializmowi, egoizmowi rodaków. Charakterystyczny jest też w jego utworach pesymizm, dojmujące poczucie bezwyjściowości, aż do aprobaty – ale tylko częściowej – dla haseł „pracy organicznej”. Jego utwory są patriotyczne i, podobnie jak te sprzed powstania, nasycone aktualnością polityczną, żywym stosunkiem do współczesności oraz jej walk ideowych (wolna od stałego podtekstu pisarstwa Narzymskiego była jedynie ostatnia jego powieść Trzy miesiące).

Najbardziej konsekwentną, najbardziej bezpośrednią walką pisarza z ugodowcami o trwałość ideałów narodowych stała się jednak publicystyka. Narzymski – szukając tytułów, „które idei polskiej nigdy dla prowincjonalnych interesów nie poświęca” – wysyłał swoje teksty do pism krakowskich, m.in. do „Kuriera Krakowskiego”, „Kaliny”??? i „Kraju” , ale przede wszystkim do postępowej prasy w Poznaniu, z którą utrzymywał najżywszą łączność – do „Sobótki” , „Dziennika Poznańskiego” , „Tygodnika Wielkopolskiego” (niemal w każdym numerze pismo to oddawało hołd powstańcom – drukowano też w nim powieść Ojczym).

Krytykował, bezkompromisowo, klasy posiadające – za zdradę; galicyjskich działaczy – za politykierstwo, partykularyzm i brak troski o ojczyznę. Swoje poglądy prezentował szczególnie w cyklu krakowskich korespondencji na łamach „Dziennika Poznańskiego”, w latach 1869-71, pod wspólnym tytułem O tym i o owym. Podpisywał się nimi sprytnym pseudonimem „A.Z.” . W jednym z tych politycznych felietonów z cyklu O tym i o owym pisał o bezideowych politykach galicyjskich pod maskami „pracy organicznej:

Gdzież jest człowiek, gdzie jest grono ludzi, którzy by potrafili ten interes [to zainteresowanie społeczeństwa] dla spraw ogólnych rozpromienić na cały kraj, zużytkować go, skierować go do prac n a p r a w d ę organicznych? […] Kto?… i jeszcze raz kto?… Niestety, nie znam ich, nie widzę. Jedni chorują na kosmopolityczny liberalizm, inni na federalistyczne formułki, inni na dyktaturę, inni na dyplomację. Tym brak środków i stanowiska, tamtym zdolności, innym znów wytrwania lub taktu, innym nareszcie ochoty i miłości. Wszyscy prawie bujają po obłokach wielkiej polityki i więcej dbają o to, co się dzieje w Wiedniu niż we Lwowie .

Niemal wszystkie krakowskie felietony Narzymskiego są pisane „stylem” człowieka „z 1863 roku”. W ósmą rocznicę powstania styczniowego autor wypowiedział znamienne słowa:

Mój Boże! gdzież tamtoczesna wiara?… gdzie ludzie tamci?… Mogiły ich tylko albo cienie. A wszak lat to ośm dopiero, tak niedawno!… Niedawno?… a wszak dzień dzisiejszy zapomniany został zupełnie .

Narzymski, a także jego towarzysze z niepodległościowego zrywu, jednak nie zapomnieli. Niemal każdy prasowy tekst autora z Bogatego nasycony jest pamięcią o walkach styczniowych. Surowo oceniał współczesnych, piętnując ich egoizm, lojalizm, rezygnację z idei narodowej. Wdał się przez to w spory z mieszczańskimi politykami, z wieloma dziennikarzami, ze „starą konserwą” – nie tylko Krakowa, ale też Lwowa.

Odważne i krytyczne felietony Narzymskiego są w stylu gorącej romantycznej walki narodowowyzwoleńczej („Raczej rozgrzewać dziś, jak oziębiać należy” – pisał do swego redakcyjnego kolegi z „Tygodnika Wielkopolskiego” Władysława Olędzkiego), a nie w stylu chłodnej rozwagi pozytywistów. Czasami jednak powstaniec-publicysta nawiązywał do „pracy organicznej”, upominając się o szkoły gminne, czy zakłady kształcenia zawodowego kobiet.

Walczył też gorąco o polską literaturę oraz unarodowienie polskiej sceny teatralnej – które jego zdaniem powinny być oddane służbie sprawy narodowej – spełniają bowiem, a szczególnie teatr, dużą funkcję społeczną. Pisał w jednym ze swoich tekstów, w ramach toczonej z prasą poznańską aktywnej kampanii o teatr polski w Poznaniu:

Znaczenie [teatru] w nieszczęśliwej ojczyźnie naszej większe jeszcze jak wszędzie indziej. Narodowy, naturalny nasz rozwój zahamowany, środki podniesienia się materialnego i moralnego ścieśnione […] Książki zrobiły dużo, ale książki i dzienniki nie mogą do szerszych mas przenikać ani zastąpić żywego słowa. Dodajmy do tego ów skarb nasz drogi, który zachować winniśmy, ów język Kochanowskich i Mickiewiczów.

Szczerby w nim niestety wielkie, zwłaszcza w Galicji i Wielkopolsce, i coraz więcej miedzi do rodzimego przybywa złota. Jeżeli co językowi temu wrócić czystość, jeżeli co go utrzymać może, to teatr polski, teatr stały i dobry w Poznaniu, który by wycieczkami w czasie lata po prowincji dawał wzory czystej mowy polskiej tym, którzy najgorętszą miłość ojczyzny popsutym językiem tylko wypowiedzieć umieją .

Narzymski był zwolennikiem dramatu politycznego, łączącego kryteria etyczne z politycznymi. Sam uprawiał ten styl dramatopisarstwa i wyraźnie żądał tego od innych ówczesnych twórców. Świadczą o tym jego teksty eseistyczne o sztuce teatralnej, jak Słówko o teatrze, znaczeniu tegoż i o moralności scenicznej , O Teatrze Narodowym , czy O repertuarze teatralnym . Wypowiadając się o „niemoralności scenicznej” postulował program sceny realistycznej”, „chwytającej chwilowe prądy na gorącym uczynku”.

Taki teatr, jego zdaniem, nabrałby charakteru trybuny moralnej – wolnej od pruderii, gdyż celem teatru powinno być przywracanie właściwego „pojęcia takich wyrazów, jak poświęcenie, ofiara dla idei, miłość ojczyzny…”. Postulował stworzenie sceny narodowej, nawiązującej do „ojca teatru polskiego” Wojciecha Bogusławskiego. Oczywiście, pierwszym z zadań, które powinien spełniać teatr, jest podtrzymywanie tradycji narodowych, szerzenie treści patriotycznych. Zdaniem Narzymskiego, nie może być teatr, który tchórzliwie i oportunistycznie pomija zagadnienie ucisku narodu. W jednym ze swoich poznańskich tekstów wadził się z wyznawcami „sztuki oderwanej”:

Kto chce napisać prawdziwie dobrą komedię czy dramat, sięgnąć musi do dna narodowego ducha, a tym samym nie podobna mu prawie nie potrącić o to, co ducha tego przejmuje najmocniej. […] Sztuka dla sztuki, jeżeli nie jest frazesem, jest dla biednej moralnie i materialnie Polski zbytkiem zanadto kosztownym .

Warto przypomnieć, że publicystyczna forma walki politycznej – w której uczestniczył aktywnie Narzymski, ale także Bełza, Ordon, Sabowski i wielu innych – była niezwykle ważna ze względu na utworzenie 19 stycznia 1871 roku Cesarstwa Niemieckiego. W Poznańskiem odbiło się to natychmiast większą agresywnością wynaradawiającej polityki pruskiej. Rok później językiem nauczania we wszystkich szkołach stał się język niemiecki. Wskutek represji pruskich poznańska grupa publicystów, walczących z bezideowym obozem ugody na łamach „Tygodnika Wielkopolskiego” o swobody narodowe i demokratyczne, została rozbita.

Poza publicystyką, Narzymski niedługo po powrocie w 1868 roku z wychodźstwa napisał, tym razem pod pseudonimem „A.K.” (wraz z Władysławem Sabowskim ) prowokacyjną sztukę Emigrant w Galicji . Została wystawiona na deskach teatru we Lwowie, 21 marca 1869 roku. Jej akcja odtwarzała perypetie powstańca z 1863 roku, później emigranta, który przybył do Galicji i znalazł przytułek u szlachcica nazwiskiem Olsztyński, jak się okazało – denuncjatora…

Sztuka stała się skandalem – uważano, że zbezcześciła dobre imię mieszkańców Galicji. Rozpętano nagonkę, w wielu pismach podniesiono krzyk o obelgę kraju. Ale podziwiano też odwagę i przenikliwość pisarza, który stawiał dopiero pierwsze kroki w Krakowie, ale już potrafił, przewidująco, wskazać najpodlejsze metody walki politycznej.

Wkrótce obawy pisarza z Bogatego potwierdziły się: wydano dwóch jego ideowych kolegów pisarzy: Władysława Szancera-Ordona (Ordon pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej w Płocku i był w młodości pod opieką Narzymskiego) oraz Władysława Bełzę, na wydalenie z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Za to, że pod pozorem akcji oświatowej, szerzyli oni wśród ludu wielkopolskiego hasła polskie patriotyczne .

Emigrant w Galicji był pierwszym sygnałem, że pisarz otrząsnął się już ze swoich federalistycznych mrzonek, wypowiedzianych w drezdeńskiej broszurze. I że zrozumiał, iż ma przed sobą regionalną Targowicę… Poznał ludzi, wśród których niewielu było Garibaldczyków, a wielu Kossakowskich… Przestał też widzieć zdrajców wyłącznie wśród arystokracji, ale też w „trzecim stanie”, co wkrótce opowie w Panu Prezydencie….

Drugim owocem współpracy Narzymskiego z Sabowskim jest dwuaktowa komedia Poświęcenia (1869) . Zawarte w niej wskazania etyczne uderzają swoją bezkompromisowością. Narzymski był człowiekiem walki, który całą energię oddawał „sprawie” i obce mu było – podobnie jak dla innych odrzucających „styl roku 1863” – patetyczne uwznioślanie operacji finansowych, małżeńskich targów, wyrzeczeń osobistych, dokonywanych w imię prywatnych tylko ambicji i uczuć.

Twórcy komedii, bojownicy roku 1863 roku – z dużą odwagą cywilną w czasach dość „poprawnej” literatury – oskarżali ówczesną obyczajowość: na przykładzie panny, która gotowa jest „poświęcić się” przyjmując oświadczyny starca – bez przymiotów osobistych, ale bogatego. Oto charakterystyka matki Izabeli z tego dramatu:

Należy ona do tych kobiet… niestety, coraz liczniejszych… w których nędza umysłowa i za nią idące namiętne pragnienie błyskotek, zabaw, pańskości zabiły duszę, na wiór wysuszyły serce… Na ich ustach pełno frazesów czczych i oklepanych, ale ich marzeniem, ich celem, ich bogiem jest pieniądz i tylko pieniądz… Podobny charakter mają następne sztuki Narzymskiego:

Pieniądze i oczy (1869) , Pan Prezydent miasta Krakowa w kłopotach. Obrazek sceniczny w 2 aktach (1871) , wspólna z Władysławem Sabowskim powieść, drukowana w 1871 roku w „Sobótce”- Historia o dwóch parach zakochanych i połowie trzeciej , czy utwór Pozory mylą (choć ta nowelka zawiera także pochwałę patriarchalnych cnót i obyczajów dworu ziemiańskiego) .

W pierwszej, jednoaktówce Pieniądze i oczy, drukowanej w krakowskiej „Kalinie” w 1869 roku, autor z Bogatego opisuje perypetie scenicznego dramatu Koszula Dejaniry. Sztuce tej grozi śmierć publiczna wskutek zjadliwej recenzji Zenona – konserwatywnego pismaka. Ten „obrońca starej arystokracji”, jak nazywa go Narzymski, został przekupiony przez podstarzałego barona i napisał załganą recenzję, mieszając z błotem dramat Koszula Dejaniry i odmawiając talentu młodej aktorce. Intrygę Barona udaremnia jednak interwencja artystki, która swoimi wdziękami podbija lekkomyślnego recenzenta…

Ta zabawna jednoaktówka zawiera jakby przeczucie, które niedługo potem spotka samego Narzymskiego. Jego kolejna sztuka Pan Prezydent miasta Krakowa w kłopotach dozna podobnych kłopotów ze strony recenzentów krakowskiego „Czasu”. W głośnym Panu Prezydencie Narzymski sięgnął do autentycznej postaci Filipa Lichockiego – groteskowego prezydenta Krakowa z czasów insurekcji kościuszkowskiej, który był wrogiem ruchu wyzwoleńczego, a korzył się przed pełną kiesą. Dramat ten otrzymał pierwszą nagrodę na konkursie w Krakowie, a jurorami byli m.in. Asnyk, Estreicher, Koźmian, Siemieński, hr. Łubieński, prof. Tarnowski.

Pozytywnym bohaterem Pana Prezydenta jest ślusarz Feliks, postać z plebsu krakowskiego, którego syn zakochał się w prezydentównie. Prezydent Krakowa Feliks Lichocki jest oczywiście przeciwnikiem tego „mezaliansu” i pojąć nie może , „Jakże waść mogłeś afekta swoje podnieść do mojej córki?…

Nie przymierzając rzemieślnik do prezydentówny!”. Ale ważniejszym wątkiem tej sztuki jest fakt, iż Narzymski dostrzegł gorącego patriotę w ślusarzu, w przeciwieństwie do prezydenta Krakowa – podobnie jak wcześniej widział w tej klasie społecznej siłę napędową rewolucji Tadeusz Kościuszko. „Te serca gorące i patriotyczne nauczyłem się oceniać i kochać w Kongresówce […]

Nieraz w Warszawie podziwiałem tych ludzi, którzy zdawali się pochodzić w prostej linii od Kilińskiego”, wyrażał się Narzymski serdecznie w „Dzienniku Poznańskim” o najuboższej warstwie narodu .Nie szło mu zresztą tylko o plebs miejski – w Panu Prezydencie pojawia się też obraz śpieszącego do powstania chłopstwa, jako echo z insurekcji kościuszkowskiej. Pan Prezydent to na pozór komedia historyczna.

Jednak pod osłoną historycznego kostiumu Narzymski zaatakował ugodowość, oportunizm i narodowe zaprzaństwo ówczesnych ludzi władzy w stosunku do zaborców. Na „zarzuty przesady” i „krańcowości”, jakie wysunęła przeciwko niemu publiczność krakowska oraz niektóry tytuły prasowe w Krakowie, odpowiadał jeden z krakowskich recenzentów na łamach „Tygodnika Wielkopolskiego”:

Posądzano autora, iż chciał dotknąć ze strony najdrażliwszej mieszkańców naszego miasta, wprowadził bowiem na scenę kilka postaci nie dość chętnych do składania ofiar na ołtarzu ojczyzny. Gdyby nie niechęć, jaka tym sposobem powstała, spostrzeżono by niezawodnie, że i Pan Prezydent nosi cechy wyższego talentu, jakim każda z prac p. Narzymskiego się odznacza .

Sam autor Pana Prezydenta wypowiedział się w tej polemice – krótko, ale stanowczo – w felietonie O tym i o owym na łamach „Dziennika Poznańskiego” .

Protest przeciwko ugodowości, rezygnacji z dążeń wolnościowych narodu i serwilizmowi przejawia się także w popowstaniowej poezji pisarza. Przykładem może być jego wiersz Parga, napisany po 1863 roku (jakże i dziś aktualny):

I nie wiedzieli, że kto w własnej sile
Nie ma potęgi na odparcie wroga
Będzie pod jarzmem nawet i w mogile;
Ludzie go rzucą – nie zbawi cud Boga .

Natomiast w kolejnym dramacie w czterech aktach pt. Epidemia Narzymski odbiega nieco od idei niepodległości kraju, stając się przede wszystkim pozytywistą. Sztuka wyraża poparcie dla „pracy organicznej” i usiłuje – patriotycznie – bronić polskiej gospodarki. W równej mierze przed Niemcami, jak Żydami, wytykając szlachcie konserwatyzm i zachowawczość, obojętność wobec gospodarczych interesów kraju, wielkopańską łatwowierność oraz brak energii i przedsiębiorczości.

Bolesław Stawiński, wykształcony 28-letni specjalista, pragnie założyć spółkę z polskimi obywatelami ziemskimi (szlachtą), aby osuszyć i wykorzystać miejscowe bagna. Ale polscy ziemianie nie kwapią się do wejścia w ten biznes. Oto fragmenty dialogu pomiędzy Stawińskim, a szlachcicem Karwackim z tej sztuki:

– Ale dlaczegóż my mamy pozwalać obcym, żeby się bogacili u nas, dlaczego mamy skarby przez Boga złożone zostawiać martwemi, dopóki ich kto inny nie ożywi i nie zabierze?
– To, mój drogi, frazesy i słowa […]…do interesu tego się nie wmięszam […] Bo spekulacja to nie rzecz szlachcica .

Natomiast Żyd Eihorn szybko podjął ryzyko, widząc w tym „złoty interes”. Umiał iść „za prądem” cywilizacji…
Szlachta polska ulegała jednak „spekulacjom”, według Narzymskiego zgubnym i niebezpiecznym. Zamiast inwestować i spożytkować kapitał dla dobra kraju, kuszona łatwym zyskiem, grała na giełdzie wpadając w nałóg hazardu. W pogoni za łatwym groszem sprzedawała obcym za bezcen swoje majątki, tracąc je bezpowrotnie i doprowadzając do ruiny własne rodziny.

Żydzi i Niemcy bogacili się, Polacy ubożeli, ale… modlili się. Przebiegły Goldsmith radzi w tej sztuce Polce Kwockiej: „Niechże się pani równie gorąco modli, bo po takich stratach jakie pani poniosłaś, jedyna nadzieja w tej operacji” . Wobec pożerania przez giełdę tysiąca majątków „kraju nieszczęśliwego”, autor Epidemii nazywa nowe zjawisko, jakim jest giełda

– epidemią, dżumą, cholerą. Uważa, że giełda „krzywi zmysł moralny narodu i uczciwych ludzi zamienia w chciwców, a często w oszustów” . I kończy swój dramat i pozytywistycznie, i romantycznie: „Tylko w pracy i w ciszy domowego życia jest źródło bogactw i szczęścia” .

Epidemia, podobnie jak poniżej omówiona sztuka Pozytywni, zostały wyróżnione na literackich konkursach w Krakowie i dzięki otrzymanym tam pierwszym nagrodom, stanowiły sensację teatralną sezonu 1871/72. Zwłaszcza, że temat Epidemii wiązał się z głośnym w tamtym czasie krachem giełdowym w monarchii Habsburgów, niechęcią do gór finansjery prasy pozytywistycznej i powszechną krytyką „nieszczęsnej giełdy namiętności”.

W ostatnim dramacie Pozytywni pisarz raz jeszcze podjął walkę o teatr polityczny, podporządkowany polemice z ugodową koncepcją rozwoju życia rodaków. Do wyżej wspomnianych oskarżeń współczesnych Narzymski upomina się także w tej patriotycznej sztuce o zagubione w pozytywistycznej „gorączce złota” ideały narodowe. W Pozytywnych pisarz akceptuje po trosze program reform okresu popowstaniowego, m.in. ideę „pracy organicznej”, ale jednocześnie oskarża pozytywistów o „materializm życiowy” i oportunizm polityczny.

Fabuła dramatu sprowadza się do perypetii dwóch braci Choryńskich, wykształconych synów 68-letniego szlachcica Adama Choryńskiego: Leona (lat 33) i Alfreda (lat 24), którzy reprezentują przeciwstawne poglądy i koncepcje polityczne. Oto fragment ich rozmowy:

Alfred: […] Po was w sukcesyi spadł na nas zwyczaj, że wszystko się robi dla kraju […]

Leon: Ależ przecie są pewne obowiązki obywatela, pewne prawa człowieka, pewne potrzeby duchowe…[…]

Alfred: Ah! Znam, znam całą tę litanię […] Obowiązkiem człowieka jest robić tak, żeby mu dobrze było.
[…] Precz marzenia! precz frazesy, rymowane czy nie. Co się obliczyć nie da, tego nie ma, co pozytywnej nie przynosi korzyści, to głupstwo! […] Egoizm!… bardzo słusznie!… to jedyny racyonalny motor człowieka! Kto silniejszy, ten lepszy…!

Leon: A dokądże na tej drodze dojść myślisz?

Alfred: […] Nie myślę zbawiać ludzkości, ni wielkich idei rozsiewać, ni nawet być marszałkiem rady powiatowej… Nie… dorabiać się będę uparcie… [… ] Dziś za pieniądze kupować będę konie i kobiety… potem może władzę, i sławę, i pochlebców… potem mężów dla córek, potem pomnik marmurowy, lub zbawienie duszy […]

Leon: Teorie to wszystko, teorie, mój drogi Alfredzie, tylko smutniejsze od innych!… Może masz racyę zarzucając swoim ojcom i braciom starszym, rozpoetyzowanie się… rozmarzanie… ale wy wpadacie w drugą gorszą ostateczność… Jak niebaczne dzieci odrzucacie talizman, dlatego że myśmy zanadto weń wierzyli. To próżno, Twój materializm jest także jednostronnością… Myśmy padli jak orły lecące zbyt wysoko, wy zgnijecie, jak gady w błoto wdeptane .

W dramacie Narzymskiego wygrywa Leon, mimo iż wspierając zryw niepodległościowy, kraj i swojego ojca romantyka (bibliofila) – dorobił się „pustek w kieszeni” i opinii „szaleńca w kołach ludzi poważnych”. Jednak to on odnosi życiowy i osobisty sukces, zyskuje miłość i szczęście rodzinne, choć „cierpi często nie swoimi bólami i tęskni za czymś niedoścignionym”.

W przeciwieństwie do swego młodszego brata Alfreda, którego zgubiło odrzucenie nie tylko ideałów narodowych, ale i moralnych oraz wulgarnie rozumiany materializm i pogoń za zyskiem (zasadą Alfreda jest: „Przeciskać się przez tłum, walczyć, wydobywać się na wierzch ciągle, ciągle, spychać tych, co nam przeszkadzają, i pamiętać zawsze, że życie krótkie i że raz się tylko żyje…” ).

Świadczy to o tym, że Józef Narzymski do końca (utwór ten ukończył w 1872 roku, niedługo przed śmiercią) pozostał wierny ideom romantyzmu. Pozytywni usiłują bowiem przeciwstawić żądzy i przemocy pieniądza sferę wartości wyższych – politycznych, społecznych, moralnych, spośród których najcenniejsza jest dla pisarza tradycja powstańcza. Patriotyczno-powstańczy nurt w twórczości Narzymskiego wieńczy jego powieść Ojczym. To najwybitniejszy utwór tego pisarza, w dużej mierze autobiograficzny, drukowany w prasie i kilkakrotnie wznawiany .

Powieść ta – polityczna, pisana z gorącym zaangażowaniem w aktualne spory ideowe i z dociekliwą pasją działacza – opowiada o powstaniu styczniowym i tragedii narodowej rewolucji. Prawdy polityczne Narzymski wypowiada wprost i nie poprzestaje na zarejestrowaniu ciągu wydarzeń, lecz sięga do przyczyn upadku powstania. Za sprawcę klęski tego wielkiego ruchu narodowowyzwoleńczego Narzymski obciąża w Ojczymie szlachtę, zarzucając jej interesowność, chciwość, oportunizm polityczny, prowadzący do zdrady narodowej.

Akcja powieści toczy się w latach 1862-1863 na Płn. Mazowszu (w zaborze rosyjskim, gubernia płocka), w okolicach Przasnysza, Mławy, Ciechanowa. Nielicznej grupie młodszej, „gorętszej”, uboższej szlachty, oddanej idei narodowowyzwoleńczej i uczestniczącej w powstaniu (jest wśród Artur Karliński z wielkopańskiego Karlina – czytaj Józef Narzymski z majątku Bogate pod Przasnyszem) pisarz przeciwstawia szlacheckich wrogów powstania: „poczciwego szlachcica” Adamskiego z Rogoży koło Szreńska; ziemiańskiego mecenasa, tchórza, intryganta, pospolitego łajdaka i zdrajcę Piotrowicza ze Starej Wsi pod Przasnyszem; antypatriotę hrabiego Szurskiego z Mławy; czy miejscowego potentata, sędziego, właściciela cukrowni, pana Jurkiewicza.

To w ręku takich ludzi znajdowały się losy walki o suwerenność kraju w XIX wieku. W chwili gdy zaostrza się terror carski, kiedy Wielopolski zarządza brankę do armii carskiej (Narzymski uważa ten pobór do wojska za przyczynę przedwczesnego wybuchu powstania i jego klęski). W chwili gdy masy narodu prą do zrywu – szlachta w Starej Wsi dyskutuje, po czym spokojnie rozjeżdża się do domów, ustalając jedynie, za miesiąc… termin następnych obrad.

Narzymski daje do zrozumienia, że na taką decyzję wywarły wpływ polecenia dyrekcji Białych. Do przyczyn tej szlacheckiej obojętności, graniczącej niemal ze zdradą, pisarz zalicza – poza egoistycznym „praktycyzmem” i dorobkiewiczostwem obszarników – ich lęk przed przemianami społecznymi (uwłaszczeniem chłopów) oraz charakter samej szlachty (psychika polskiego romantyka).

Jego zdaniem Komitet Centralny Czerwonych reprezentuje bardziej dążenia mas, „czuje, jak czuje naród”. Narzymski słusznie wskazuje, że nie tylko szlachta, ale i chłopstwo polskie nie poszło licznie do powstania (poza Kurpiami). Usprawiedliwia jednak chłopów, nie podnosi konfliktu wieś-dwór, tylko pyta retorycznie: „…jakżeż on ma być bohaterem, kiedy nikt go nie nauczył kochać tego, za co ma ginąć, kiedy on nie wie nawet dobrze, co to jest i o co idzie?!”

Narzymski zdecydowanie uważa, że to na bogate obszarnictwo spada całkowita odpowiedzialność za to, że ruch wyzwoleńczy 1863 roku nie przekształcił się w wielką wojnę narodową, a zamienił w partyzantkę – słabą, tułającą się po lasach, pozbawioną dopływu sił, dziesiątkowaną przez moskiewski ataki i z góry skazaną na zagładę. Ojczym jest w literaturze pierwszego dziesięciolecia popowstaniowego jednym z najsurowszych u nas utworów antyszlacheckich. I szkoda, że jest tak mało utworem znanym dziś i czytanym, szczególnie na jego ziemi rodzinnej, i w roku powstania styczniowego – w 150. rocznicę wybuchu.

Warto dodać, że Narzymski stworzył w tej powieści piękną kreację chłopo-działacza Henryka, obdarzonego świadomością społeczną i narodową, jednym z nielicznych w powstańczej literaturze reprezentantów rewolucyjnego ludu. Henryk był synem chłopa z Lubelszczyzny, ale dzięki żelaznej wytrwałości i pracy zdobył wykształcenie, wszedł w świat młodzieży warszawskiej i stał się jednym z najbardziej wybitnych działaczy lewicy Czerwonych. Wiązał walkę o wyzwolenie narodu z walką o przemiany społeczne. Ambitny, uczciwy, solidarny i prawy podporządkował bezgranicznie swoje życie sprawie, idei. Narzymski w takich ludziach jak Henryk widział jedyną siłę, która może przynieść ocalenie kraju.

Niestety, plebejski bohater Henryk ginie, podobnie jak oddany walce Artur Karliński oraz jego ukochana Pola, ze swoją patriotyczną, szlachetną babcią. Schodzą ze sceny ci, którym pisarz przeznaczył służbę ideom walki narodowowyzwoleńczej. Któż pozostaje? „To tylko pewna, że Piotrowicz zdrów jest i czerstwy, a wczoraj jeszcze jadł ostrygi” – brzmi ostatnie zdanie tej pesymistycznej, arcyciekawej powieści .

Narzymski sięgał w Ojczymie po gwałtowne inwektywy w stosunku do antynarodowej postawy klas posiadających – podobnie jak w większości swoich dramatów, czy walczących o polską scenę teatralną artykułach – czując moralne prawo do oskarżeń rodaków za brak ich zaangażowania w polską problematykę społeczną i polityczną. Apelował do Polaków o podtrzymywanie dążeń patriotycznych i wolnościowych – przypomnijmy – w niezwykle trudnych latach niewoli, prowadzących do wynaradawiania.

Narzymski, jak rzadko który pisarz (można to odnieść też do obecnej teraźniejszości) – wziął na siebie społeczną rolę, przyjął zadanie nauczyciela, którego zadaniem jest odpowiedzialność w kształtowaniu losów narodu. Bo, jak pisał w swoich rozprawach, dramaturg powinien ostrzegać „przed zgubnymi prądami, siec i chłostać wszystko, co podłe i nikczemne, postaciami bohaterów budzić odwagę gasnącą i wyszlachetniać dusze, podnosić kwestie społeczne” […] <>[…]” .

Ten cytat z Ody do Młodości wskazuje, że wzorce twórcze i emocjonalne pisarz czerpał nie od pozytywistów – choć żył obok nich, czerpał niektóre hasła, ale pozostał wobec nich do końca nieufny – ale od bliższych mu romantyków, którzy podobnie jak pisarz z Bogatego też „budzili gasnącą w narodzie odwagę” wobec mocarstw zaborczych. Jakże trafnie napisał o nim w Dziennikach młody Żeromski:

Czymże się wyróżnia Narzymski? Czymś, co się nie da ściśle określić – może młodością, może szlachetnością, może talentem. Jest jednak w nim coś z poety, coś z patrioty – są łzy serdeczne, gorące, gorzkie. Z jego komizmu niepodobna się śmiać. Opłakuje on tym śmiechem jakiś wielki upadek moralności narodowej, śmieje się – a zawsze z podłych – podli zaś to nasi najbliżsi, krew z krwi, kość z kości […] Począłem wysoko cenić Narzymskiego, bo znalazłem w nim, jeśli nie talent wysoki (nie zachwycam się bynajmniej budową jego dramatu) – to tajemniczy urok, jaki posiadała i posiada gorąca miłość obleczona w szyderstwo. Sam konał na suchoty w Nizzy i <<śmiał się gorzkim śmiechem>>. Był poetą, dramaturgiem i patriotą .

Przedwczesne odejście

Narzymski, po powrocie z emigracji w 1868 roku, przebywał w Krakowie niedługo, tylko trzy lata. Ale pozostał w nim na zawsze…
Pogarszający się stan zdrowia, częste krwotoki zmusiły Józefa Narzymskiego, jesienią 1871 roku, do wyjazdu z Krakowa w Alpy i do Włoch (Merana, Wenecja). Na dacie 7 listopada 1871 roku urywają się krakowskie korespondencje pisarza do „Dziennika Poznańskiego”, czyli felietony O tym i o owym.

Redakcja wznowiła je w następnym roku, ale pod odmiennym tytułem: Z Krakowa (choć nie pisał ich z miasta pod Wawelem). Natomiast w grudniu 1871 roku Narzymski napisał jeszcze do „Dziennika Poznańskiego” korespondencję z Meranu – o walorach klimatycznych tego uzdrowiska chorób płucnych , a z Wenecji do „Tygodnika Wielkopolskiego” (1872, nr 22)???.

Pracę literacką utrudniały mu jednak coraz gwałtowniejsze ataki choroby. Szczególnie pobyt w Wenecji był dla Narzymskiego nieprzerwanym pasmem cierpień psychicznych. Skarżył się w listach do przyjaciół na tragizm i bezwyjściowość swojej sytuacji. Pisał do Estreichera:

Mówią ludzie, iż suchoty są jedną z chorób łagodniejszych, bo nie sprawiają cierpień fizycznych. To prawda, ale tak bez ratunku patrzeć w tę śmierć zbliżającą się krok za krokiem, wiedzieć, że ratunku nie ma, widzieć naokoło życie, pracę, ruch, miłość, uśmiech, naturę i ludzi – i powtarzać sobie, że to stracone, i leżeć samemu w łóżku, wreszcie być pozbawionym zarówno moralnych, jak i zmysłowych przyjemności – nie jestże to rzecz okropna?! Ach, szczęśliwi ci, których apopleksja zabija!

A w liście do redaktora „Tygodnika Wielkopolskiego”, Władysława Olędzkiego, nieuleczalnie chory pisarz zwierzał się:

Wolałbym, żeby ten stan wolnego konania potrwał jak najkrócej… Gdy się zapomnę i zacznę snuć sobie jaki zamiar, kościste palce rzeczywistości chwytają mnie niemiłosiernie… Taka egzystencja bezsilna, bezpłodna, nie mająca żadnego celu, choćby wymarzonego, jest raczej męczarnią” .

Literat zdawał sobie sprawę, że szybko pożegna ten świat i przygotowywał się do odejścia. Świadczy o tym list Wincentego Rapackiego do Władysława Bełzy, z 11 sierpnia 1872 roku:

Biedny Narzymski na dwa tygodnie przed śmiercią przysłał mi Pozytywnych do Karlsbadu; przeświadczony był o swej śmierci rychłej, bo zrobił w liście formalny testament, robiąc mnie pełnomocnym do wystawienia i odebrania honorarium i przesłania żonie takowego .

Cierpienia z powodu choroby i pożegnalny nastrój są widoczne w ostatniej powieści Narzymskiego Trzy miesiące – w dużej mierze autobiograficznej, z odbiciem własnych tragicznych doświadczeń, ale i rozprawiającej się z paradoksami honoru szlacheckiego. Jest to jego jedyny utwór tego autora, podejmujący – w oryginalny i śmiały sposób – temat spraw ostatecznych człowieka. Narzymski pisał tę powieść w ostatnich trzech miesiącach życia i ukończył tuż przed śmiercią. Tematem jest znaleziony w pokoju hotelowym rękopis Lola, polskiego szlachcica, który w amerykańskim pojedynku o kobietę wylosował samobójczą śmierć, ale… za trzy miesiące.

Fabułę powieści można porównać do pojedynku pisarza z chorobą, która go złożyła. Jej treść stanowi bowiem dramatyczny dziennik Lola, w którym opisuje ostatni okres swojego życia, zanim zginie od własnej kuli. Są to filozoficzne rozważania – na łonie pięknej natury, która ma zbawienny wpływ, uspokaja i czyni człowieka lepszym – o „darze życia” i „wokół niego skarbów rozrzuconych”. Pisarz, młody przecież, bo zaledwie 33-letni podkreśla, że dopiero w przededniu zbliżającej się śmierci człowiek docenia życie, umie rozkoszować się pięknem otaczającego świata i głosić pochwałę miłości prawdziwej…

Latem 1872 roku, czując zbliżającą się nieuchronnie śmierć, Józef Narzymski wyruszył w stronę kraju. Na sezon uzdrowiskowy zatrzymał się w Jaworzu na Śląsku i tam zmarł – nocą z 4 na 5 lipca 1872 roku. Miał zaledwie 33 lata. Trzy dni później został pochowany na cmentarzu Rakowickim, obok Appolona Korzeniowskiego (ojca Conrada), współtowarzysza swoich młodzieńczych bojów.

(Duże fragmenty książki Teresy Kaczorowskiej pt. „Karmazyn wykołysany na aksamicie Józef Narzymski (1839-1872)” (Ciechanów 2013).