Literacka przyjaźń z Lubeką

Literacka przyjaźń z Lubeką

Stowarzyszenie Pisarzy w Lubece (Lubecker Autorenkreis und seine Freunde e.V.) oraz Związek Literatów Polskich w Warszawie podpisały porozumienie o współpracy partnerskiej. Ten historyczny akt dokonał się 12 września 2005 r., w słynnym Buddenbrookhausie, czyli w domu Tomasza i Henryka Mannów, w sercu hanzeatyckiej Lubeki, gdzie obecnie mieszka również drugi laureat nagrody Nobla, urodzony w Gdańsku, Gunter Grass.

Porozumienie podpisali prezesi obydwu orgnizacji: Klaus Rainer Goll i Marek Wawrzkiewicz, w obecności niemieckich władz lokalnych oraz przedstawicieli konsulatu RP w Hamburgu. Ma ono zaowocować wspólnymi wydawnictwami polsko-niemieckimi oraz wzajemnym poznawaniem literatury i kultury obydwu krajów sąsiedzkich.

Dr Hans Wiskirchen, dyrektor Buddenbrookhaus, wspominając, że w miejscu tym gościło już wielu pisarzy z Polski, m.in. Andrzej Szczypiorski i Ryszard Krynicki, podkreślał, że pisarze i inni intelektualiści odgrywają dziś większą rolę niż politycy w zbliżaniu zwaśnionych od II wojny światowej, a wcześniej zaprzyjaźnionych narodów. Obiecał wspieranie rozwoju współpracy partnerskiej i przyjaźni polsko-niemieckiej. Podobnie burmistrz Lubeki Bern Saxe, który zapowiedział też pomoc finansową w realizacji zamierzeń zawartego porozumienia. Wcześniej opowiedzieli się za ta ideą także radni miasta i regionu.

Mam nadzieję, że nasza literacka Europa, będąca pomysłem Józefa Plessa, zostanie zrealizowana, a dzięki jego szerokim kontaktom będzie się rozszerzać – mówił Klaus Rainer Goll, dziękując Józefowi Plessowi za pomoc, gdyż ten polsko-niemiecki poeta, członek zarządu Stowarzyszenia Pisarzy w Lubece, jest dzis pomostem łączącym Wschód i Zachód.

Duży udział w tym przełomowym dokonaniu polsko-niemieckim ma Ciechanowski Oddział Związku Literatów Polskich. Józef Pless, ojciec podpisanego porozumienia, jest bowiem naszym członkiem honorowym, często gości w Ciechanowie, od kilku lat jego utwory są publikowane na łamach „Ciechanowskich Zeszytów Literackich”.

W 2004 r. Ziemię Ciechanowską odwiedził także, wraz z żoną Liną, Klaus Rainer Goll, prezes Stowarzyszenia Pisarzy w Lubece, jego wiersze też drukowaliśmy. Dlatego na tę historyczną chwilę, poza prezesem ZG ZLP Markiem Wawrzkiewiczem, zaproszono do Lubeki również prezeskę Ciechanowskiego Oddziału ZLP Teresę Kaczorowską.

Kultura i sztuka buduje najtrwalsze mosty pomiędzy narodami – podkreślał także w swoim wystąpieniu Marek Wawrzkiewicz, mając nadzieję, że zapisy zawartego porozumienia zostaną zrealizowane.

Do podpisania obustronnej współpracy przysłużyły się jeszcze dwie inne okoliczności: jubileusz 25-lecia Stowarzyszenia Pisarzy w Lubece, a także obchodzone w 20005: rok kultury polskiej w Niemczech oraz rok kultury niemieckiej w Polsce. Dlatego goszczących w Lubece przez trzy dni Polaków (9-12 września 2005) zaproszono również na dwie inne imprezy: wystawę obrazów polskiej artystki Elżbiety Musiał w renomowanej galerii znanego artysty i wykładowcy akademickiego dr Berndta Bornemanna, oraz na Poetycki Poranek w historycznym urzędzie celnym „Im alten Zolln”.

W obydwu miejscach oraz w centrum Buddenbrookhaus swoją poezję prezentowali w języku polskim i niemieckim poeci z Polski: Teresa Kaczorowska, Elżbieta Musiał i Marek Wawrzkiewicz, polsko-niemieccy: Józef Pless i Karl Grenzler oraz niemieccy: Klaus Rainer Goll, Carmen Rose (Hanower), Bodo Heimann (Kilonia), Regine Monkemeier (Lubeka), Charlotte Kerner (Lubeka), Doris Runge (Lubeka). A wszystko to działo się w ramach odbywającego się akurat 8. Międzynarodowego Tygodnia Literatury w Lubece (9-16 września 2005).

Ten znany na świecie festiwal literatury odbywa się w sławnym mieście noblistów raz na dwa lata. Został zapoczątkowany przez Stowarzyszenie Pisarzy w Lubece (Lubecker Autorenkreis und seine Freunde e.V.), obchodzące właśnie w tym roku swój jubileusz 25-lecia. Od początku istnienia przewodzi mu Karl Rainer Goll, poeta, pedagog i filozof. Byliśmy wtedy bardzo młodzi – wspominała z uśmiechem jego żona Lina, która od 25 lat jest mózgiem tej imprezy.

Istnienie w hanzeatyckiej Lubece Stowarzyszenia Pisarzy z pewnością sprzyja rozwojowi kultury literacko-poetyckiej. Każda impreza z udziałem poetów cieszy się dużą frekwencją, odzewem w prasie i wśród władz lokalnych, pomimo iż za podawane paluszki, herbatę, wodę czy wino należy zawsze płacić (np. 1,5 euro za lampkę wina). Z przyjemnością, choczadziwiona tym zwyczajem, obserwowałam jednak charakterystyczne zasłuchanie podczas naszych spotkań, ujmującą ciszę, gromkie brawa za najlepsze utwory, żywe dyskusje, zainteresowanie literatura, czy nabywanie książek, które są zawsze prezentowane i dostępne na osobnym stoliku.

Za najbardziej charakterystyczny przykład mogą posłużyć Poranki Poetyckie, które już od 25 lat, w każdą trzecią niedzielę miesiąca, odbywają się w samym sercu miasta, w historycznym urzędzie celnym „Im alten Zolln”. Na co dzień ten liczący ponad 500 lat budynek pełni rolę restauracji, gdzie na dwóch kondygnacjach siedzi się przy drewnianych stołach, na drewnianych krzesłach, pod drewnianym sklepieniem i zwykle popija tradycyjne piwo, najchętniej z lubeckich browarów. Ale raz w miesiącu górna kondygnacja leciwego budynku wypełnia się po brzegi miłośnikami poezji i przy długich stołach z desek, rozjaśnianych światłem z prostych, zwisających nad stołami lamp, oddaje się całkowicie poezji.

Hardy Bittner, od 28 lat właściciel tego wyjątkowego miejsca, także miłośnik poezji, historii i literatury, fotografuje każde comiesięczne spotkanie, od początku kolekcjonuje autorów, którzy prezentowali tu swoją twórczość (ich nazwiska zamieszcza podczas poranków na charakterystycznych drogowskazach), a nawet prowadzi stronę internetową dla Lubecker Autorenkreis und seine Freunde e.V.(www.autorenkreis.de).

Hardy Bittner z pasją i znawstwem opowiada też dzieje historycznej restauracji „Im alten Zolln”. Otóż stoi ona przy średniowiecznym wejściu do miasta i właśnie w jej gmachu przyjeżdżający do Lubeki kupcy (handlujący głównie solą, bo Lubeka leży na dawnym szlaku solnym) uiszczali niegdyś cło. W 1589 r. budynek zamieniono na karczmę, służącą wciąż przede wszystkim podróżnym, ale już otwartą dla wszystkich, nie tylko dla bogatych kupców. Bywali w niej od początku również ludzie kultury, m.in. malarz W. Schaberschule, który za żywienie go zostawił w tym miejscu swój obraz.

Dzieło to wisiało w lokalu, pokrywało się kurzem, stając się powoli anonimowym. Dopiero w 1990 r., po obaleniu muru berlińskiego, kiedy niemieccy specjaliści z Drezna przyjechali odrestaurowywać lubecką katedrę, podczas jednej z wizyt w „Im alten Zolln” zainteresowali się tym obrazem. I nagle okazało się, że mamy tutaj skarb, autorstwa jednego z malarzy z dynastii drezdeńskiej! Kto by to przypuszczał? – cieszył się i dziwił jednocześnie Hardy Bittner, chętnie pokazując nam dwa cenne dzieła innych artystów, też zdobiące zabytkowe ściany tej restauracji.

Duże wrażenie zrobiła na mnie również wystawa poświęcona „drugiemu życiu” Tomasza Manna, zatytułowana „Das zweite Leben. Thomas Mann 1955-2005 ”, którą mogłam zobaczyć dzięki gościnności opiekującego się nami Józefa Plessa. Buddenbrookhaus zaprezentował ją w pofranciszkańskim kościele św. Katarzyny, z okazji 50. rocznicy śmierci noblisty (1955-2005). W XIV-wiecznym, renesansowym, sakralnym wnętrzu multimedialna literacka ekspozycja wyglądała nader oryginalnie. Pokazano na niej nie tylko biografię i dorobek Tomasza Manna, ale także to, co działo się wokół twórczości autora przez 50 lat po jego śmierci.

Można więc było zobaczyć dokładnie pogrzeb pisarza, zapoznać się z jego dziełami (pokazano nawet ręcznie pisany dziennik), z różnymi opiniami krytyków literatury (kompletnie odmiennymi z RFN i NRD), czy obejrzeć filmy nakręcone na kanwie jego książek. Wszystkie informacje podano w bardzo różny i nowoczesny sposób, np. wystarczyło przyłożyć ucho do jednej z rozstawionych w świątyni plastykowych tub, aby usłyszeć głos pisarza, jego żony, czy opinie o nim… Fragmenty jego myśli oraz opinie krytyków można było przeczytać na długich planszach zawieszonych pomiędzy kościelnymi kolumnami, na kartach z ksiąg ustawionych na ławach świątyni, albo prześledzić na slajdach, wyświetlanych na zabytkowych murach.

Kościół św. Katarzyny jest od 200 lat nieuczęszczany, ale starannie utrzymywany z budżetu miasta i służy – poza zimą – jako galeria i wspaniała, świetna akustycznie sala koncertowa. Jest w niej również polski akcent. Raz w tygodniu w tej świątyni, na balkonie nad ołtarzem, odbywa się msza św. dla 20-30 katolików. Grupą tą opiekuje się ks. Tomasz Jackowski – powiedział nam zatrudniony tam Fred Richter.

Przy okazji warto dodać, że kilkutysięczna grupa mieszkających w Lubece Polaków może korzystać w każdą niedzielę ze mszy św. polskojęzycznej w innym kościele, niemieckim. Prowadzi je tam ks. Henryk Kuczera z Polskiej Misji Katolickiej i ogromnie się cieszę, że po jednym z tych nabożeństw mogłam osobiście poznać tego kapłana, gdyż był on (a powiedział, że nadal jest…) przyjacielem ks. Jerzego Popiełuszki.

Będąc w Lubece nie sposób też nie wspomnieć o domu Guntera Grassa. Jest on dziś zamieniony na muzeum, choć pisarz żyje, ale postanowił zamieszkać pod Lubeką (jak wielu bardziej zamożnych mieszkańców tego ponad 200-tysięcznego miasta). W domu pisarza można poznać jego twórczość, rownież jako znakomitego rysownika i rzeźbiarza, a nawet nabyć jego plastyczne prace. Jednak w tym niezwykle artystycznym mieście (na miarę polskiego Krakowa), poza literaturą słynnym także z wina i marcepanów, już nic nie wydaje się niemożliwym… Nawet fakt, że jego wiele plaż nie pokrywa jasny, miękki piasek, tylko skały i ciemne bazaltowe łupki, pomimo iż Lubeka leży nad tym samym, co Polska, Morzem Bałtyckim.