Wywiad o Katyniu, 17 kwietnia 2007

Wywiad o Katyniu, 17 kwietnia 2007

„Czas Ciechanowa”, nr 17, 27 kwietnia 2007, s. 5

O Katyniu trzeba pamiętać…”- wywiad z Teresą Kaczorowską, autorką książki o dzieciach ofiar katyńskich pt: „Kiedy jesteście- mniej boli…”.

Skąd wziął się pomysł na książkę mówiącą o dzieciach katyńskich?
Wielokrotnie powtarzałam, że nie mam osobistych powiązań z Katyniem. Jestem dziennikarką i zainteresowanie zbrodnią wynikało wyłącznie z mojej reporterskiej ciekawości. Temat leżał we mnie i dojrzewał. Decyzję o napisaniu tej książki podjęłam, kiedy w 2000 roku, podczas obchodów sześćdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej, Polska zbudowala i otworzyła nekropolie katyńskie na Wschodzie.

Podczas transmisji telewizyjnej zobaczyłam wtedy dzieci pomordowanych polskich oficerów, policjantów, nauczycieli, prawników. Dzieci wymordowanej polskiej inteligencji. Wtedy postanowiłam, że muszę do nich dotrzeć i zmierzyć się z tematem. Myślałam jednak, że pójdzie mi łatwiej.

Na czym polegały trudności?
Chciałam dotrzeć do dzieci z różnych państw. Ich losy są różne, w zależności od tego, gdzie zamieszkali. A są rozrzuceni dosłownie po całym świecie. Znalazłam 18 z nich – w USA, Kanadzie, Izraelu, na Ukrainie, Litwie i oczywiście w Polsce. Trudność polegała też na tym, że wielu nie chciało się otwierać i wracać do tamtych traumatycznych wspomnień.

W takim razie jak Pani do nich dotarła i zebrała materiał do książki?

W kontaktach pomagał mi trochę pan Włodzimierza Dusiewicz, prezes Federacji Rodzin Katyńskich w Warszawie. Problem polegał jednak na tym, że na początku obiecano mi stypendium z Ministerstwa Kultury. Później zmienił się rząd i tych środków dla mnie zabrakło. Jednocześnie redukowano oddział „Gazety Wyborczej” w Ciechanowie, więc straciłam pracę. Zostałam więc bez pracy, bez pensji i bez stypendium, za to z rozpoczętą książką. Całe szczęście, że posiadałam już akcje Agory I za nie mogłam podróżować i dokończyć zbieranie materiału.

Ten „pech katyński” odbił się więc również I na mnie… Książka ukazała się z bólami, w 2003 roku, dzięki pomocy Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Miała w Polsce kilka bardzo ważnych promocji, troche recenzji, na jej kanwie powstała sztuka teatralna dla I programu Polskiego Radia, ale szerzej nie została ona dostrzeżona. Większe sukcesy odniosła poza granicami kraju, bo otrzymałam za nią nagrody Salonu Książki Polonijnej w Brukseli (2003) oraz Kongresu Polonii Amerykańskiej w Chicago (2005), zaś kilka miesięcy temu, jesienią 2006 roku, ukazała się w j. angielskim, pt. „Children of the Katyn Massacre”, nakładem bardzo dobrego wydawnictwa McFarland w Stanach Zjednoczonych.

Czyli Polacy mieszkający za granicą bardziej interesują się historią, niż mieszkający w kraju?

Zdecydowanie tak. Polonia jest bardziej patriotyczna, zna prawdziwą historię, gdyż nie fałszowano jej po II wojnie światowej. Pamięć o Katyniu też jest tam ciągle żywa i podobnie jak w Polsce ludzie wciąż czekają na wyjaśnienie do końca tej zbrodni. Na jedynym spotkaniu autorskim, które odbyło się na początku 2004 r. w Muzeum Polskim w Ameryce, gdzie promowałam tę książkę, poznałam amerykańskich motocyklistów. To oni, patriotyczni Polacy w USA, wymyślili siedem lat temu Motocyklowe Rajdy Katyńskie, aby na miejscach zbrodni i spoczynku polskich oficerów zamorodowanych przez NKWD, oddać im hołd oraz głośno i widowiskowo zamanifestowac pamięć o zbrodni w Katyniu.

Jak Pani umyśli, dlaczego ludzie w Polsce nie pamiętają o takich zbrodniach, jak Katyń?

W PRL nie uczyliśmy się prawdziwej historii. A i dziś bywa z tym różnie. Informacje w podręcznikach są wciąż szczątkowe, wiele zależy od nauczycieli, rodziców. Ja dużo prawd o Katyniu, o 1 września, 17 września, czy o trudnych stosunkach polsko- żydowskich, polsko- ukraińskich, polsko- litewskich, dowiedziałam się z rozmów z żywymi świadkami tej tragedii, z dziećmi pomordowanych. Moich osiemnastu bohaterów książki przeżyło i pamiętało te wydarzenia, byli bardzo leciwi, kilku już nie żyje, jeden – pan Józef Wasilewski z Wileńszczyzny – nawet nie doczekał jej wydania..

Ile zwiedziła Pani państw próbując dotrzeć do tych osób?

Do wszystkich osiemnastu osób, dzieci pomordowanych polskich oficerów, docierałam osobiście w sześciu państwach. Ich losy są bardzo rozmaite, w zależności od tego, czy żyją w Polsce, USA, Kanadzie, na Litwie, Ukrainie, czy Izraelu. Wszyscy jednak zostali dotknięci „piętnem Katynia”, choć wielu, na prośbę ich matek, wdów katyńskich, nie wspominali w ogóle o Katyniu. Zamiast mówić, że ojciec jest ofiarą zbrodni katyńskiej, podawali, że zginął w czasie wojny. Podkreślanie pamięci o tej tragedii kończyło się bowiem wezwaniami do UB, trudnościami z otrzymaniem indeksu, czy rozwojem kariery. Ludzie zwyczajnie bali się o tym mówić. Wydaje mi się, że tutaj też tkwi źródło amnezji. Stąd piękne, wybudowane w 2000 roku przez naród polski cmentarze wojskowe na Wschodzie: w Katyniu, Charkowie i Miednoje są dziś tak rzadko odwiedzane.

Czy ludzie chętnie sięgają po tego typu publikacje historyczne?

Raczej niechętnie, zwłaszcza młodzi, skoro połowa z nich nie wie dziś kto popełnił mord katyński. Zauważam jednak zmiany na lepsze, czuję zainteresowanie tym tematem na spotkaniach autorskich, kiedy opowiadam o zbrodni w Katyniu na podstawie swojej książki. Kilka dni temu miałam właśnie taką prelekcję w ciechanowskiej jednostce wojskowej, gdzie przy okazji dowiedzialam się, że… nikt z jej kadry dowódczej nie odwiedził nigdy żadnego z miejsc kaźni masakry katyńskiej, gdzie leżą ich wojskowi koledzy. Działo się to tego samego dnia, kiedy odbywał się Marsz Życia w Auschwitz, gdzie co roku młodzież żydowska z kilkunastu państw całego świata przyjeżdża, aby oddać hołd zamordowanym rodakom. Dla mnie to wspaniały przykład pamięci o swoich przodkach, bohaterach narodowych. Polacy mogliby brać z nich przykład. Patriotyzm w Polsce jest dziś jednak ośmieszany, choć jeszcze przed 1939 rokiem każdy polski uczeń oddawał hołd na cmentarzu Orląt Lwowskich.

A skąd wyszła inicjatywa budowy Krzyża Katyńskiego w Ciechanowie?

Narodzila się pomiędzy mną i obecnym posłem Robertem Kołakowskim, kiedy trzy lata temu wybierałam się na IV Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński. Zbliżała się sześćdziesiąta rocznica zbrodni, planowałam pojechać, przywieźć także „relikwie” z trzech katyńskich nekropolii: ziemię, szyszki… Cieszę się, że ziemia ta została wmurowana u stóp Krzyża Katyńskiego na farskim wzgórzu w Ciechanowie, że poseł Kołakowski stanął na czele komitetu jego budowy. Krzyż Katyński jest dziś nie tylko ozdobą miasta, ale przede wszystkim hołdem pamięci dla ofiar tej strasznej zbrodni. Zginęły w niej także 33 osoby z Ziemi Ciechanowskiej.

Jak Pani wspomina sam rajd?

Był bardzo trudny. Myślałam, że po napisaniu książki „Kiedy jesteście, mniej boli…” nigdy już nie dotknę zbrodni katyńskiej, ze względu na dramatyzm tematu. Myliłam się. W Chicago na promocji książki poznałam polsko-amerykańskich motocyklistów, którzy bardzo ubolewali, że nie mogą znaleźć dziennikarza do wyjazdu z nimi na ten rajd i przygotowania reportażu. Nie mogłam im odmówić, choć szczerze się bałam, ponadto miałam rozpoczętą już inną książkę. Los jednak chciał, abym zaliczyła tę niesamowitą eskapadę… Przez 16 dni pokonaliśmy na motocyklach prawie sześć tysięcy kilometrów.

Jechaliśmy przez cztery państwa: Polskę, Białoruś, Rosję i Ukrainę.; w upale i chłodzie, słońcu i burzach z piorunami. Spaliśmy między innymi na cmentarzach katyńskich, kilkaset metrów od miejsc kaźni, co bardzo przeżyłam. Warunki były pionierskie, ale motocykliści zachowywali się dzielnie, jak żołnierze. Składali wieńce I zapalali ognie pamięci na wszystkich cmentarzach katyńskich, również tych nie odkrytych jak w Kuropatach pod Mińskiem i Bykowni pod Kijowem, oraz na wielu innych zapomnianych grobach na Wschodzie. Była to wielka, patriotyczna wyprawa. Zaowocowała moją drugą książką katyńską „Zapalają ognie pamięci”.

Czy takimi wyprawami interesuje się młodzież?

Uczestnictwo w takim rajdzie byłoby znakomitą lekcją historii. Zainteresowanie rajdem jest coraz większe. W 2004 roku, kiedy w nim uczestniczyłam, jechało pięćdziesiąt jeden motocykli, a teraz ich liczba rośnie. Cieszy mnie też zainteresowanie historią obecnego rządu, dziś wręcz trwa w Polsce walka o pamięć historyczną. O Katyniu na pewno trzeba mówić, pisać, pamiętać. Warto tu przytoczyć zdanie jednego z największych pisarzy polskich XX wieku Józefa Mackiewicza, który był w Katyniu podczas pierwszej ekshumacji w 1943 roku. Powiedział on, że w czasie drugiej wojny światowej popełniono dwie największe zbrodnie: pierwsza to zagłada Żydów mająca podłoże rasowe, druga zaś to zbrodnia katyńska, o podłożu klasowym.

Czy w swoich następnych publikacjach chciałaby Pani wracać do zbrodni katyńskiej?
Cóż… planowałam tylko jedną książkę, a wyszły mi trzy (śmiech). Nigdy nic nie wiadomo. Pracuję teraz nad kolejną książką, która jest bardzo pracochłonna i na razie nie zamierzam wracać do „sprawy katyńskiej”.

Czy zdradzi nam Pani jaka to książka?
Jest to książka o wielkim patriocie, poecie, pisarzu i historyku polsko-amerykańskim, który jako pierwszy pisal o wielkiej przeszłości Polaków w USA, począwszy już od 1608 roku. Uświadamiał on jak duży wkład w obecna potęgę Ameryki wnieśli Polacy. Mieczysław Haiman, bo o nim mowa, pochodził ze Lwowa, skąd wyemigrował w 1913 roku. Założył Muzeum Polskie w Ameryce, które odwiedziłam podczas swojego pobytu w USA. Kiedy wróciłam do kraju, zaczęłam szukać jego książek. Znalazłam kilka, jednak żadnej książki o samym autorze. Postanowiłam ją więc napisać.
Rozmawiał: Maciek Paprocki

Na zdjęciach Teresa Kaczorowska z Jackiem Kawczyńskim, polsko-amerykańskim motocyklistą z USA, uczestnikiem Rajdów Katyńskich – przy Pomniku Katyńskim w Ciechanowie