Z cyklu: Dla Hani

Z cyklu: Dla Hani

Nie malowała już…

niedługo umrę
w tym albo na początku przyszłego roku
powiedziała nagle po południu
uśmiechając się smutno ale i bez bólu
ze zwykłą pewnością siebie
i charakterystyczną tylko dla niej klasą

poruszona
zabrałam ją w soczystą zieleń
podaną nam w lipcowym słońcu
co chwila ociekającą deszczem

patrzyła na nią bez przerwy
w zupełnym bezruchu
pochłaniając łakomie różne jej odcienie

nie malowała już
choć nadal uwielbiała naturę
jej kwiaty
wszystkie barwy i zapachy
lecz zachwytu nie przelewała już na płótno
a na paletę swojej duszy

aby nie mącić jej nieruchomości
musiałam skarcić skomlącą Kirę
która nie odstępowała jej na krok
nie rozumiejąc
że Hania ma już prawo
nie pamiętać o łakociu dla niej…

Ciechanów, 11 lipca 2007

Przepiórcze jaja na imieninach ostatnich

na jej imieninach
pachniały białe lilie
i grała orkiestra
choć za oknem innej Anny

tort od Danusi
sernik od Kostrzewskich
babka od Basi
a nalewka prosto z Wilna…
cieszyła się, że ma przyjaciół

pomiędzy telefonami, nawet z Sycylii
podała i swoje specjały
w tym przepiórcze jaja
pytając bez końca
czy skosztowali już wszyscy

ktoś napisał o niej dyplomową pracę
wyszukała ją nie bez dumy
wśród nieskończoności swoich
archiwaliów rzeźb obrazów bibelotów

tym razem narzekała
że buty nie mogą pomieścić jej nóg…

26 lipca 2007

Kochała psy

musisz mniej pracować
słyszałam ze komputery nie są zdrowe…
skomentowała z troską ból mojej ręki

chwaliła Kirę ubolewając po raz któryś że sąsiadka z góry
nie zgadza się na psa spowodowała zaginięcie
jej suki też o lśniącej sierści czarnej

to już cztery miesiące jak twoja mama odeszła…
westchnęła nie mogąc się nadziwić
pamiętając jednak, że była mądra i dobra…

w przeciwieństwie do jej matki, która porzuciła ojca
zmuszała jedynaczkę od dziecka do pracy nielekkiej
i była bardziej czuła dla kolejnych trzech mężów

przyjdziesz na mój pogrzeb
spytała nagle przypominając mi ze łzami:
zawsze traktuje cię jak córkę…

21 września 2008

Tamtej nocy…

do tamtej nocy nie policzyłaś nawet dobrze swoich lat
nie pamiętając że urodziłaś się w 1922
nie przejęłaś się raną kończyny prawej
nie zdając sobie sprawy z zagrożenia

spakowałaś się na dwa trzy dni
nie zabierając nawet piżamy

nie przypuszczałaś że możesz już nie wrócić
do swoich rzeźb obrazów i sztalug
bukietów i fortepianu
za którym siadywałaś ostatnio nawet częściej
niż brałaś pędzle i dłuto

szpital przyjął Cię życzliwie
ale Ty wciąż nie wierzyłaś w operację
zaskoczył Cie faktami dokonanymi
dopiero wtedy zrozumiałaś zwoje zagrożenie

19 maja 2009

I… powitanie margaretkami

jakie piękne
jakie zwyczajne
jak pachną latem…
witałaś w swoich progach
w niedzielę i gorąco
niczym ogień margaretek złotych

u syna nie mam źle
wnuczki kochane
jedna, Marta, stała się moją pielęgniarką
jest piękny ogród
a nenufary mają wyjątkowo różne kolory
czasem nawet przyfruwają łabędzie
takie same jak przed ciechanowskim Zamkiem
i pies jest
chodzimy z Anią do pobliskiego parku
a z synem czasem do opery
tylko wszędzie dobrze
ale u siebie najlepiej…

opowiadałaś
ciesząc się swoim fortepianem i dziełami
szczuplejsza
bardziej pochylona
zapominając o zabandażowanej jeszcze nodze
o swoim utykaniu
(nie pamiętałaś nawet że byłaś w szpitalu…)
o podeszłym wieku
przyjęłaś od przyjaciół zaproszenie
i weseliłaś się aż do północy

na niewielkim stoliku rozłożyłaś fotografie
żywiąc się wspomnieniami
zobacz jaka byłam harcerka
do dziś mam wszystkie odznaczenia
tu stoję, najwyżej, zawsze byłam we władzach
nie poznajesz?
a tutaj z córką
była piękna mądra
a odeszła do nieba mając dwadzieścia lat…
moja biedna Ela…
a syn, widzisz jaki był przystojny?
żona ciągle go kocha

chciałabym znowu odwiedzić muzeum
naszą kawiarnię artystyczną
poszłabym też do lasu
na grzyby jagody
znam niedaleko
takie miejsca gdzie żółto od kurek
a w Łodzi
niewiadomo gdzie rosną….
i kawiarnia inna
i muzeum….
i nawet margaretki…

Niedziela, 5 lipca 2009

W szpitalnej samotności

Haniu
dziś przed zachodem słońca nie zaniosę Ci
pachnącej od białego kwiecia gałązki akacji
nie opowiem jak wygląda ulubiona różyczkowa aleja
czy pływa teraz zakochana para łabędzi
ani jaki jest obraz Twojego miasta w zwierciadle wiosny
Twoja artystyczna przystań w ciemnościach spowita
głucha martwa
mimo iż na balkonie zieleni się jeszcze szczypiorek
a Kira wyrywa mi się ze smyczy
i pędzi na oślep przez ulicę
nie wiedząc o nieobecności Twojej

bo Ty w szpitalnej samotności
pełna goryczy
oczekująca na spotkanie
z moją Mamą i innymi Aniołami
w niebieskim lepszym świecie…

25 maja 2009

Odwiedziny w Łodzi

trudno Ci już było policzyć dni i miesiące
straciłaś też orientację
ile masz lat
czy jak długo u syna jesteś
ciągle czekasz aż odwiezie Cię do miasta Twego
więc tobołki nierozpakowane
stoją – w pokoju przy salonie ładnym
też do Twojej dyspozycji
ale Ty żyjesz obrazem wnętrz własnych
dzieł swoich
dźwięków swoich
obliczem przyjaciół dawnych licznych

mimo iż w nowym mieście znalazłaś
już towarzystwo nowe
nie tylko dobre trzy wnuczki
troskliwych syna i synową
gromadkę kotów czułych
ukochanego psa Oskara
– najwierniejszego przyjaciela parkowych spacerów
ale żyjesz ze wzrokiem utkwionym w gród rodzinny
gdzie zostawiłaś serce i wszystko co kochane
nie wiedząc, że mieszkania Twojego już nie ma
dożywasz w swoim świecie dni ostatnich…

Łódź 4-5 kwietnia 2011

Pożegnanie jaśminami

pożegnałaś swoje artystyczne kąty
w przedostatni dzień maja…
pachniały jaśminy
jakoś wyjątkowo mocniej
całe szczęście nie zdawałaś sobie sprawy
że wyjeżdżasz już na zawsze…

30 maja 2009

Nad Łydynią tylko przejazdem

zdrobniałaś u syna jakoś
pochyliłaś jeszcze bardziej
skurczyłaś swoje kosteczki
nawet w uzębieniu…

dawno nie byłaś też u fryzjera
nie kupiłaś sobie nowej bluzki
nic nie namalowałaś
nie wyrzeźbiłaś radosnej twarzyczki …

bo jak tworzyć dzieła
żyjąc w na walizkach
wieczną tęsknotą za wszystkim co najbliższe
nie mącisz energii …
czekasz…
cierpliwie…

znowu stanowczo odmawiasz odjazdu do Łodzi
pragniesz nacieszyć się muzeum własnym
zadumać pośród sztuki
dotknąć klawiszy pamięci
pomieszkać trochę w swoich ścianach czterech

bo pustoszeją niszczeją
zniknęły gdzieś nawet Twoje
wychuchane w doniczkach kwiaty
bibeloty i drobiazgi
i chcesz coś jeszcze ocalić

przy pożegnaniu zapraszasz serdecznie
i ściskając wiosenną prymulkę złotą
mówisz nie bez niepokoju
chyba jeszcze pamiętacie drogę…

ale wieczorem Twój telefon milczy…
odjechałaś…
Sobota, 13 marca 2010

Hania z Łodzi telefonicznie

Teresko, tak lubię malować rzeźbić
grać na pianinie
ale tutaj jakoś zacząć nie mogę
moja wena nad Łydynią została
ale jak się już skończy moja tu obecność
wrócę do tworzenia

i wreszcie się zobaczymy
bo my przyjaciółki musimy się widywać
i jak będę już w domu
to się u mnie narozmawiamy
wiesz, jak dawniej…
bo dobrze mieć kogoś zaprzyjaźnionego
a będzie dużo do opowiadania
i ja cię też odwiedzę
tylko czy Kira mnie pozna?
myślę że tak… to mądry pies…
pamiętasz jak znała do mnie drogę?
już niedługo przyjadę
już niedługo wrócę
i wreszcie sobie porozmawiamy
jak dawniej…
pa, pa
całuję…

a ja słuchałam
w ciszy
słuchałam
i łzy mi płynęły rzęsiste…

27 listopada 2012