Z odczytem w Paryżu

Z odczytem w Paryżu

Jako, że od kilku lat zajmuję się przygotowaniem pierwszej biografii Mieczysława Haimana (1888-1949), polsko-amerykańskiego zapomnianego poety, pisarza, Herodota Polonii amerykańskiej i twórcy Muzeum Polskiego w Chicago, zaproszono mnie z odczytem o nim do Paryża.

I tak kilkaset metrów od Łuku Triumfalnego, w paryskiej stacji Polskiej Akademii Nauk, w tej samej sali konferencyjnej (przy rue Lauriston 74, w eleganckiej XVI dzielnicy), gdzie w 1998 r. Jerzemu Giedrojciowi uroczyście wręczano tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, wystąpiłam 20 listopada 2006 r. z referatem „Mieczysław Haiman, Herodot Polonii amerykańskiej”.

Moja multimedialna prelekcja o nieznanym nad Sekwaną zupełnie Mieczysławie Haimanie, zainteresowała jednak tamtejszą emigrację polską. Pomimo jesiennego, silnego wiatru z deszczem, na Lauriston przybyło ok. 40 osób, a dyskusja po godzinnej mojej prelekcji była szeroka, zarówno na sali, jak i później, podczas coctailu, który zafundował dyrektor paryskiej PAN prof. Jerzy Pielaszek. Wyrażano uznanie dla dokonań zupełnie nieznanego w Paryżu rodaka, który w Ameryce odkrywał chlubne karty polskiej przeszłości, budował dumę narodową Polonii amerykańskiej i pokazywał jej zasługi w powstawaniu potęgi USA.

Dziękowano też i mnie – za żmudne, ale „koniecznie potrzebne” odkrywanie dziejów Mieczysława Haimana oraz za wydane i przywiezione przeze mnie jego wiersze Herodot Polonii poetą (2005). Prof. Pielaszek zdecydował, że mój odczyt ukazał się już w roczniku paryskiej PAN „Annales centre Scientifique Academie Polonaise Sciences”, przetłumaczony na j. francuski przez Mirosławę Niewińską (która prowadziła spotkanie w PAN). O odczycie napisała też obecna na nim polskojęzyczna prasa w Paryżu, tj. tygodnik „Głos Katolicki” i miesięcznik „Teczka”.

Zainteresowanie wzbudziły również wspomniane przeze mnie nad Sekwaną związki Haimana z Francją. Na terenie tego kraju spoczywa bowiem jedyny brat historyka Adam Haiman, który zginął w I wojnie światowej, jako żołnierz armii amerykańskiej. W Paryżu przez pięć lat (1930-1935) mieszkał też pochodzący spod Ciechanowa (ze wsi Żelechy) ks. dr Aleksander Syski (wcześniej proboszcz parafii św. Wojciecha w Bostonie, którą budował, a później prof. w Polskim Seminarium Duchownym w Orchard Lake, Mich.), kapelan Zakładu św. Kazimierza, a jednocześnie mistrz duchowy i dozgonny przyjaciel Mieczysława Haimana.

Nad Sekwaną ks. Syski napisał m.in. książkę Zakład św. Kazimierza, którą wstępem opatrzył właśnie Mieczysław Haiman. Ponadto po utworzeniu w 1935 r. Muzeum Polskiego w Ameryce, Haiman wysyłał z muzealnej biblioteki w Chicago książki do Biblioteki Polskiej w Paryżu (utworzonej przez Wielką Emigrację w 1838 r.), współpracował też z nią podczas II wojny światowej.

Po wojnie pomógł ocalić niezależność Biblioteki Polskiej przed władzami komunistycznymi (poprzez dzierżawę jej przez chicagowskie Muzeum na 18 lat), przechował też 8 tys. dolarów dla jej dyrektora Franciszka Pułaskiego, który przywiózł także na przechowanie w Chicago osiem historycznych szabel marszałka Józefa Piłsudskiego oraz dwa puginały. Poza tym znany polsko-francuski artysta Bolesław Biegas (też syn Ziemi Ciechanowskiej) zaoferował w 1948 r. Muzeum Polskiemu w Ameryce w darze całą swoją kolekcję sztuki. Mieczysław Haiman był już jednak wtedy na łożu śmierci i aktu darowizny nie mógł zrealizować.

Znalazłam na to dowody w archiwach Muzeum Polskiego w Ameryce, zaś obecni na paryskim spotkaniu archiwiści z Biblioteki Polskiej poinformowali, że istnieją również dokumenty na ten temat w Paryżu. Jeżdżę szlakami Haimana wszędzie, począwszy od jego rodzinnego Lwowa na Ukrainie, przez Nowy Jork, Boston, Buffalo, Chicago, Orchard Lake w USA, aż po Szymanów k. Warszawy w Polsce, gdzie zmarła jego jedyna siostra Maria Hermina, a po tej wizycie będę więc musiała ujeszcze zupełnić swoje badania w Paryżu. Macki Haimana sięgają daleko…Po odwiedzeniu Biblioteki Polskiej w Paryżu, zostałam tam poinformowana o możliwości ubiegania się o stypendium na ten cel, z czego zapewne skrzętnie skorzystam…

Nad Sekwaną spędziłam kilka dni, postanowiłam więc nieco poznać jego związki z Polską. Paryż jest od wieków związany z Polakami. Apogeum tych więzi stanowiła Wielka Emigracja z XIX w., z jej wybitnymi przedstawicielami, jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Fryderyk Chopin, Zygmunt Krasiński, Cyprian K. Norwid i wielu innych, również uczestnków powstań narodowych. Do dziś stolica Francji nosi polskie akcenty. Nawet dwa najsłynniejsze mosty (z istniejących 37, które spinają brzegi Sekwany) są w dużej mierze polskie.

Pod najstarszy, pochodzący z XVI w. Pont Neuf, kamień węgielny kładł polski król Henryk Walezy; zaś współtwórcą projektu najnowszego mostu z 1995 r., noszącego imię Charles’a de Gaulle’a, jest Polak Roman Krasiński. Również patronka Paryża – św. Genowefa, stojąca na moście de la Tournelle, na wprost Biblioteki Polskiej, jest dziełem Paula Landowskiego, francuskiego artysty polskiego pochodzenia, syna powstańca z 1863 r., tego samego, który wyrzeźbił również słynną figurę Chrystusa górującego nad Rio de Janerio.

Ocenia się, że dziś nad Sekwaną mieszka ok. 100 tys. Polaków. Położona w samym sercu miasta Wyspa św. Ludwika (nieopodal katedry Notre Dame), nazywana jeszcze do niedawna „polską wyspą na Sekwanie”, nosi jednak coraz mniej śladów po rodakach. Do Polaków nie należy już historyczny Hotel Lambert, który automatycznie wywołuje z pamięci hasło Wielkiej Emigracji.

Gmach ten był nie tylko rodową rezydencją Czartoryskich (od momentu zakupu bogatego XVII-wiecznego pałacu w 1843 r.), ale przede wszystkim ośrodkiem działalności politycznej, oświatowej i charytatywnej, a także miejscem spotkań emigracji. Dzięki polityce jego gospodarza Adama Czartoryskiego, nazywanego niekoronowanym królem Rzeczypospolitej, sprawa Polski trwała w świadomości Zachodu, choć nie było już jej na mapie.

Po kamiennych schodach wchodzili do Hotelu Lambert wszyscy najważniejsi Wielkiej Emigracji… Tym bardziej trudno zrozumieć dlaczego w 1975 r., kiedy był obiekt wystawiono na sprzedaż i Polonia miała prawo jego pierwokupu, zabrakło chętnych. Dziś liczni Polacy przybywający nieraz specjalnie na Wyspę, aby obejrzeć słynny Hotel Lambert, nie mają szans, aby go zwiedzić, ani nawet zobaczyć. Zza ogrodowego muru wyziera jedynie ukryta, poczerniała elewacja gmachu, należąca do barona Rotszylda…

Zniknęła z pejzażu Wyspy św. Ludwika także niezwykła polska księgarnia „Libella” Zofii i Kazimierza Romanowiczów na rue St-Louis-en-I’lle, skąd wysyłano do Polski przez lata zakazane książki i najpierw drukowano „Kulturę”. Nikt też nie spieszy na wernisaż w galerii Lambert. Pozostał jedynie kościół św. Ludwika z kilkoma polskimi epitafiami w kaplicy Czartoryskich, niestety zamknięty w ciągu dnia. Całe szczęście, że ocalała jeszcze Biblioteka Polska – na zakup jej gmachu składała się w 1853 r. cała emigracja.

Zarówno bogaci, jak generał Władysław Zamoyski, jak i biedni powstańcy z 1830 r. Kwestował na nią sam Adam Mickiewicz. Biblioteka od początku swojego istnienia była ona dla Polaków w Paryżu punktem strategicznym, także za PRL, kiedy Polaków z kraju uczyła swobodnego myślenia, spełniała misję szerzenia wiedzy o Polsce i kulturze polskiej we Francji, na Zachodzie i na całym świecie.

Niedawno przeszła kapitalny remont (za ponad 3 mln euro), jest nadal siedzibą Towarzystwa Historyczno-Litercakiego Polskiego i świeci dziś jeszcze jaśniejszym blaskiem. Jeśli dodać, że poza księgozbiorem i bogatym archiwum mieszczą się w niej Muzeum Mickiewicza, Salonik Chopina, czy Biegasa – to jest dziś ona jedną z najważniejszych instytucji polskich poza granicami.

Na Wyspie św. Ludwika odnajduję jeszcze dom, w którym przez ostatnie 22 lata życia (1912-1934) mieszkała Maria Skłodowska-Curie. Przypomina o niej tylko niewielka tabliczka w j. francuskim, niestety, jako miejsce zamieszkania „Marii Curie”, a nie Skłodowskiej-Curie.

Stąd uczona miała niedaleko na pobliską Sorbonę, gdzie była pierwszym profesorem – kobietą, oraz do Instytutu Radowego, który w 1914 r. wybudowano dla niej i współpracowników. Powstał on nieopodal „hangaru”, gdzie w 1898 r., w spartańskich warunkach, z ogromnym samozaparciem, uporem i wysiłkiem fizycznym Maria i Piotr Curie dokonali odkrycia polonu i radu.

Podążam śladami jedynej podwójnej noblistki świata… Przechodzę na prawą stronę Sekwany, do leciwych, sławnych murów Sorbony, a potem na rue Pierre et Marie Curie, gdzie w Instytucie Radowym utworzono „Muzeum Curie”. Wzrusza mnie autentyczne biurko Marii, dawne meble i przedmioty z jej pierwszego laboratorium, a także popiersia Marii i Piotra, przytulone do siebie na zawsze w jesiennyych kolorach ogrodu Instytutu…

Jeden złoty liść lipy zatrzymał się na jej biuście… Sfotografowałam go najpierw na posągu, a potem zabrałam ze sobą do Polski na zasuszenie… Sławnych na cały świat uczonych odwiedzam jeszcze na Wzgórzu św. Genowefy, w monumentalnym Panteonie narodowym – wspaniałej, XVIII-wiecznej, świeckiej świątyni Paryża. W podziemnym labiryncie ponad 70 krypt z najbardziej zasłużonymi Francuzami, niełatwo znaleźć miejsce, gdzie w kwietniu 1995 r. przeniesiono zwłoki Marii i Piotra z cmentarza w Sceaux pod Paryżem.

Sarkofag Marii na górze, Piotra na dole… Świeże, biało-czerwone róże, przy których zostawiam obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej… Duże wrażenie, duma z wielkiej Polki z Mazowsza…”Nawet nie wiedziałem, że tu spoczywa Maria Skłodowska…”, słyszę i polski język. Przez Francuzów Maria uznawana jest tu powszechnie za Francuzkę.

Jeden wolny w Paryzu dzień poświęcam Kamilowi Cyprianowi Norwidowi. W XIII dzielnicy, gdzie w Zakładzie św. Kazimierza przy rue Chevaleret 119, w pobliżu kolejowej stacji towarowej, spędził ostatnie sześć lat swego wygnańczego życia, zamieszkiwała kiedyś biedota. Od kilkunastu lat dzielnica przeżywa metamorfozę i zmienia się w oczach.

Wyrastają tu nowoczesne, szklano-betonowe wieżowce, działa nowoczesne metro i aż trudno uwierzyć, że kiedy nasz trzeci wieszcz miał tu swój ostatni adres, to wokół rozciągały się pastwiska, a od Paryża dzieliło go kilka godzin jazdy dorożką albo statkiem po Sekwanie, że trudno mu było powrócić z miasta jednego dnia…

Zakład św. Kazimierza przy ulicy Chevaleret to dawny polski dom opieki, założony przez siostrę szarytkę Teofilę Mikułowską. Miał on zapewniać przytułek chorym i samotnym weteranom wychodźstwa polskiego, zapewniać przytułek sierotom i najbiedniejszym polskim emigrantom. Norwid znalazł się tu w 1877 r., po znajmości, bo nie był ani weteranem żadnego powstania narodowego, ani starcem.

Miał 56 lat, jednak dla znużonego i pogrążonego w depresji, dach nad głową i opieka, sióstr od św. Wincentego a Paulo stanowiło jakieś rozwiązanie. Pobyt w niezmienionym do dziś trzypiętrowym, z krzyżem na szczycie, domu opieki nie był jednak dla Norwida szczęśliwy. Poeta z trudem znosił jego rygory, atmosferę osaczającej go starości oraz przynależność do wspólnoty, z którą poza polskością i ubóstwem niewiele go łączyło.

Nie życzył sobie, aby ktokolwiek go tu odwiedzał i poznał warunki, w jakich przypadło mu żyć. Sam też opuszczał ten zakład rzadko, bo przygnębiony pisał do Seweryny Duchińskiej: „Nigdzie nie bywam, odkąd tu oparłszy głowę…”. Na szczęście poetycka wyobraźnia ubarwaiła mu nieco szarą egzystencję…

Dziś już nie ma po poecie „Izby Norwida”. Osiem sióstr szarytek, które do dziś prowadzą dom, wolą wykorzystywać każdy cenny jego metr dla żywych niż na muzeum. Tylko tablica na froncie budynku i medalion po oknem, gdzie opuszczony wieszcz mieszkał, przypominają, że ten jeden z największych polskich poetów romatyzmu spędził tu ostatnie lata swojego życia. Pod oknem rośnie też to samo drzewo paulowni, z dużymi sercowatymi liśćmi, na które patrzył z góry.

W istniejącej do dziś w domu kaplicy św. Kazimierza, do której Norwid zachodził, wisi epitafium – replika płaskorzeźby z wawelskiej krypty Trzech Wieszczów. W kaplicy modlą się jak dawniej siostry szarytki, które wciąż opiekują się pensjonariuszami, choć już nie zawsze polskiego pochodzenia.

Kilka kamienic dalej, przy tej samej ulicy, utworzono niedawno skwer Kamila Cypriana Norwida (przy pomocy finansów z Polski). Estetyczny, na wzgórzu, z niewielkim pomnikiem pośrodku poświęconemu poecie, leży u stóp nowoczesnych gmachów (choć opuszczono mu drugie imię Kamil).

Powstało w Paryżu również Towarzystwo Norwidowskie, które dąży, aby dawna cela poety, nazwana „Izbą Norwida”, najsłynniejszego pensjonariusza Zakładu św. Kazimierza, stała się jego Muzeum. Trzeci wieszcz staje się więc powoli bardziej znany i szanowany w XXI wieku, niż za swego samotniczego życia…